niedziela, 30 sierpnia 2009

Scena pierwsza - modrzew

Dzisiaj króciutko i zwięźle. Być może będzie to stały cykl, a być może nie. Zobaczymy co na to kuria odpowie. W pewnym wpisie z cyklu ŚAKF rozwodziłem się nad filmowymi babokami. Z braku wakacyjnego laku zachciało mi się oglądać jakiś serial którego nie widziałem. Padło na Fringe produkcji Dżej Dżeja Abramsa (tego pana od Losta). Serial daje rade, trąca Archiwum X i wszechobecnym spiskiem. Różnica jest taka, że agent Molder okazuje się złym i ginie w pierwszym odcinku. Aha: i w serialu gra Pejsi z Jeziora Marzeń (więc powiedzenie Idź spać Pejsi zostaje odświeżone). Obejrzałem pilota, spodobało mi się. W pilocie tym była fajna scena pościgu samochodowego, w której zanotowałem jeden babok. Może nie babok, a niedopatrzenie. Zaczynamy!
Jadące ujęcie na jadący samochód. I przez czas trwania krótkiego ujęcia w prawym dolnym rogu jakiś beżowy babok. (Teraz ciekawostka: kolor beżowy towarzyszy mi od 2 dni, ponieważ cowieczór się zważam). Za cholerę nie wiedziałem co to.. Ujęcie oglądałem z 666 razy. Może to jakiś uchwyt, może jakiś glancpion albo inna cholajza. AHA: zazwyczaj sceny kraks kręcone są z ustawieniem kilku kamer i bez dubli (bo po co marnować 100 samochodów). Lecimy kolejne ujęcie:
Zagadka rozwiązana: beżowy szprajc to tylnia lewa lampa od amerykańskiego kombiaka koloru groszek-metalik. Sprytnie panowie ukryli kamerke w bagażniku. Lecimy na kolejną zmianę kamery:
I znowu beżowe kombi ze skitraną kamerą. A kamera z ujęcia drugiego schowana za niebieskimi beczkami z cudowną wodą z Liska. Amen.

Dziś w TV Cyganki Eduszy tematyka wypadkowa. W TVN7 leci szkopski serial Cobra 11 o dwóch szkopskich policjantach patrolujących autoban. Mama po kilku minutach odcinka wyszła ze stwierdzeniem: Język niemiecki jest ordynarny. A ja zostałem i oglądałem. Aż tu nagle super ekstra wybuchy i rozwałki samochodów w ilościach hurtowych i zrealizowane chyba lepiej niż w niejednym amerykańskim filmie. Zapraszam:

A w następnym wpisie udowodnię, że wszystkie rozwalone BeeMy z serialu trafiają do Polski.

niedziela, 23 sierpnia 2009

PRL, czyli Polska Reprezentacja Ludowa

"Guten tah, ze stadionu na Wembley z Berlina wita państwa Dariusz Ciszewski." Tymi złotymi zgłoskami chciałbym powitać wszystkich w moim kolejnym zwariowanym wpisie szalonego blogaska. Cytując zespół Bajm albo Kombi, że gdy emocje już opadły (wydaje mi się, że nie jest żaden z powyższych zespołów).. Tak to Lady Pank. NOT!! No ale, zakończyły się właśnie kolejne mistrzostwa świata w LA (wyjaśnienie dla ignorantów: Lekkiej Atletyce), które odbyły się za naszą zachodnią granicą. I jak je odebrałem? Bardzo pozytywnie. Przecież jestem osobą szeroko związaną ze spoooortem (ale nadal sztuuuuuką ładniej brzmi). Onegdaj skakało się w dal i zajmowało przeróżne miejsca na zawodach ogólnokrajowych. Zaczynamy:
O tym, że są MŚ w LA dowiedziałem się 1 dnia mistrzostw, bo przypadkowo z nudów włączyłem telewizor, patrzę, słucham, oczom nie wierzę. Na Eurosporcie (niestety to był brata Eurosport, bo ja swojego nie mam) jakiś stadion, jakiś napis, że to Berlin i napis, że mistrzostwa europy. Klawo jak cholera Egon. A więc czas na sport: browar do ręki i siad na kanapie. Jednak nie o to chodzi jak nasi wypadli (a wypadli zacnie), a chodzi mi o to jak było przed, a było tak: dawno dawno temu ziemia była płynną masą, po czym wszystko zastygło. Przeskoczmy parę milionów lat i przejdźmy do okresu na tydzień przed mistrzostwami. Nie było żadnych wielkich słów, żadnych założeń odnośnie ilości zdobytych medali, specjalnego studia olimpijskiego dla reprezentacji. Nie było prawie nic. Pewnie wsiedli wszyscy w Autosana z roku '79 i pojechali. Po kolei:
Medale - okrągłe (teraz już nie) nagrody wykonane z cennych kruszców - złotego, srebrnego i brązu - odznaczenia dla 3 najlepszych zawodników danej konkurencji. Wstęp teoretyczny już znacie. Jak dobrze pamiętamy i staramy się zapomnieć, na olimpiadzie w sławno-niesławnym studiu olimpijskim obiecywano nam 24 medale, a przywieziono 9. Na olimpiadzie, w której mamy kilkadziesiąt dyscyplin. A na obecnych mistrzostwach? Kilkanaście dyscyplin, a nasi sportowcy zdobyli 8 medali. Ha! Komu teraz jest głupio w PKOLu? Pewnie temu dziadowi co leżał pijany w wiosce olimpijskiej z mordą w trawie... Nie było żadnych obiecanek, (może poza Majewskim) żadnego obciążenia psychicznego i innych pierdół. 2 złota pań i rekord świata w młocie, co oznacza wielki szacunek. Miotacze dali z siebie 110% i nakosili medali. Tyczkarki jak zwykle w formie. Skoczek wzwyż - młody 20 letni koleś i naskakał 2.32 i zdobył brąz - niezły koleś. Reasumując ten bełkot zajęliśmy 5 miejsce w klasyfikacji medalowej, zaraz za cyborgami z Jamajki, Amerykanami, koksami z Rosji i długodystansowcami z Kenii. Jak to zwykłem mawiać gdy było dobrze: Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. I na koniec ciekawostka: kto jest na 6 miejscu w klasyfikacji medalowej? Niemcy. Dokopali nam w '39, to my dokopaliśmy im w '09.
Komentatorzy - Marek Wikipedia Sportu Jóźwik i Włodzimierz Idź na emeryture Szaranowicz. Jak już zdążyliście zauważyć, że skwitowałem ich w pseudonimach. Podczas gdy Mareczek przedstawia nam bardzo miło fakty, tymczasem Włodek dorabia do robienia kupy w kiblu jakieś większe filozofie i głębsze treści. Czasami słychać było jak Mareczek hamuje Włodeczka, a to słownie, a to podszczypując go w delikatnie w udo. Pozostaje jeszcze dwójka asów, działających w terenie (czyli przeprowadzających wywiady z zawodnikami): Przemek Babiarz - ekstra gość, sensowne pytania, miły uśmiechnięty. Zawodnikowi, który zająłby ostatnie miejsce i umierał za tydzień na raka przekazałby tą wiadomość takim tonem, że tamten jeszcze by się cieszył. I ostatni i najgorszy Garniś Parchen Kirchen, tańczący na lodzie Kurzajewski - po prostu go nie lubię, bo się skomercjalizował (tutaj ujawnia się moja buntownicza i alternatywna dusza).
TVP - no puszczali nam te mistrzostwa na przeróżnych kanałach. Najlepiej mieli posiadacze Eurosportu. Ale.... Na stronie TVP mogliśmy oglądać na żywo transmisję z mistrzostw. Zrechabilitowali się za porażkę z olimpiady. W tym samym punkcie przyczepię się do realizatorów: Przykładowo: tabun ludzi ruszył na 10 km. Równolegle odbywają się rzuty oszczepem. Oczywiście realizatorzy pokazują kupę chłopa biegnących 32434 okrążeń, a w migawkach supłają nam ujęciami oszczepników, którzy poprawiają sobie jajka w kroku i dłubią w nosie. Widocznie higiena u sportowców jest bardzo ważna. Niech zrobią z tego dyscyplinę sportową.
Koniec tych, o dziwo, nie gorzkich żali. Za rok M. Europy LA chyba w Paryżu. Może być dobrze. A jak nie będzie, to może być na mnie (przywykłem).

Dziś w TV Cyganki Eduszy na sportowo (bo w Poznaniu na Malcie MŚ w kajakarstwie), a więc: Kult - Piosenka młodych wioślarzy. Zapraszam:


W następnym wpisię udowodnię, że pod wpływem przesunięcia się magnetycznego bieguna ziemii Trójkąt bermudzki znajduje się w miejscowości niedaleko mnie: na Lisku...

wtorek, 18 sierpnia 2009

Los Tres Amigos cz. 4 - Co z tą Polską.

Witam wszystkie grzeczne dzieci, które uczęszczają co niedzielę do kościoła. Dzisiaj z rana byłem tak zaaferowany wkładaniem gaci przez głowę (wczoraj lekko mi się popiło i WKK przekształcił się niespodziewanie w WKM, czyli Wieczorny Kącik Menela), że przypomniało mi się, iż dawno dawno nie zamieszczałem posta z cyklu "Los Tres Amigos". Tym bardziej w cyklu tym nie poruszałem żadnych wątków patriotycznych. Najprościej mówiąc (mówiąc tak prosto, niczym prosto mawia się przy drugim piwie... zdrówko) nie omawiałem żadnych płyt pochodzenia rodzimego, polskiego. A więc zaczynamy: w tle jednym (ale nie tym trzecim) okiem patrzę na mistrzostwa świata w Lekkiej jetz im Berlin (o tym zacnym wydarzeniu wpisik również będzie), drugim okiem poprawiam niedorzeczności, które przed chwilą napisałem, a 3 okiem przyglądam się wersalce... Do obrazka tytułowego posta i samego tytułu posta aż prosi się o wstawienia foty Tomka Lisa, jak szczerzy swoje pożółkłe kły. Jednak jak już zauważyliście, cykl tytułowy nie ma tytułowych zdjęć. Agh, niesamowicie zszedłem z tematu. Polska muzyka jest polska. W latach '80 muzycy coś ciekawego śpiewali, ich rozbudowane przenośnie i onomatopeje miały ukrywać treści, które cenzura z założenia nie miała wyłapać. Realizacja muzyki była słaba. W latach '90 wszystko spadło na pysk i słowa są o niczym, muzyka może się poprawiła jakościowo, ale... Grymaszę, niczym baba. Jaki będzie dzisiejszy przegląd? Będzie fajny.
Tak chronologicznie idąc, ale również jakościowom na pierwszym miejscu mroczne szataństwo zespołu niczym nazwa pewnej telewizji TiVieN - TURBO. Kapela zaczynała muzyką miękką jak miękka rurka i ciepłą jak refreny Lady Pank. Na szczęście wykupili z komisu swoje jaja i nagrali najlepszy polski hejwimetal. Gdy brat przyniósł tą kasetę do domu, wziąłem pudełko, zobaczyłem okładkę - Kawaleria Szatana i powiedziałem: "o kur%&^%$a!". Oczywiście również zmoczyłem spodnie. Lekko trąca mordka ziomkiem z Iron Maiden, okładka narysowana w podziemiach tajnej bazy Solidarności i na solidarnościowym powielaczu powielona. Nie szkodzi. Okładka mogła by być wydrukowana na opakowaniu zastępczym po czekoladzie, i tak liczy się zawartość kasety. Oczywiście mama jak zobaczyła okładkę, to również powiedziała: "motyla noga, Paaaweeeeł czego ty słuchasz?!". Pieprzę od rzeczy. Jakie to jest? Jak ktoś lubi Ajron Majdan pokocha i to. Muzyka szybka i ultra mocna. Wzwód podczas słuchania sam puka nam w bokserki. Słowa, może czasem częstochowskie rymy, są o śmierci i związanych z nią przyjemnościach końca świata. Swego czasu, gdy kaseta z zawartością płyty była przezroczysta, słowa Wieki Wieki mijają rozumiałem jako Jeklin Jeklin, Jeklin jaaaajaaaa. Mimo bezsensu, nadal sikałem pod siebie. Wszystkie piosenki znam na pałę. Nawet znam słowa do instrumentalnego kawałka Bramy galaktyk. Wymienię tytuły Żołnierz Fortuny (piosenka o pewnym galeonie, najlepsza szanta), Kawaleria szatana cz.1 i 2 (o kawalerii szatana) chyba najlepszy Ostatni grzeszników Płacz. Jest jeszcze kilka kawałków, których poprzez ignorancję nie znam. A zgadnijcie czego słucham jadąc do pracy samochodem? Tak, zgadliście, nowego szlagieru Lady Zgagi.
Kolejna płyta to bardzo dobra płyta. Autor Kazik na Żywo, a tytuł Na żywo ale w studio. Na okładce (spożądzonej chyba przez Kazika juniora) jest prawdziwe kino akcji: cycki ze swastykami, kuśka z wytryskiem, jakieś cuda niewidy. Zaczyna się od pobudzającego kopa w krocze w postaci Celiny (klasyka taty Kazika), szybko i zgrabnie zagrane. Rzekłbym super. potem klawo jest przy Nie ma litości, Artystach. Uwielbiam również piosenkę, hymn amerykańskich indian: I ty zostaniesz indianinem. Kawałków jest 17, ponad godzina słuchania, do nabycia w waszych Empikach za jedyne 30zł. Czy można chcieć więcej? Sama muzyka jest ostra, od hardkora po metala. Widać, że chłopaki słuchali Rejdż Egejns de Maszin. Jest taka anegdota, że jak wysłychali płyty powyższego zespołu powiedzieli: "o kurw^&%&^%a". Słychać to, bardzo słychać. Pierwszy raz słyszałem płytę na kasecie. Przegrał mi ją kolega na swoim jamniku zwiezionym z zachodu. Mamie się nie podobało Nie ma litości, a mi wręcz przeciwnie. Większość piosenek, podobnie jak w przypadku kasety Turbo, cytowałem z pały. Na koncercie, również śpiewałem materiał wraz z zespołem...
Ostatnią, lecz nie najgorszą płytą jest State of mind report zespołu Kwasożłopy. I jak w poprzednich przypadkach wpadła w moje niecne ręce pod postacią kasety (tym razem oryginalnej). Nie jest może cała rewelacyjna, ale około 4 kawałków to porządna erekcja, której nie powstydziłby się Inspektor Erektor. Tytuły w większości pozapominałe z wyjątkami: 24 radical Questions, Pump the plastic heart i Wild things. Więcej grzechów nie pamiętam. Płyta nagrana w klasycznym, niczym pozycja klasyczna stylu, a więc słychać trzaski płyty winylowej i trochę niedoróbek. Gitary to kupa mięsa na tatara. Sami muzycy grymasili (po jakimś czasie), że płyta jest za mięka. Odpowiadam szczerze: NOT!

I na koniec anegdota muzyczna:
Swego czasu, będąc w Poznaniu, wraz z kolegą nawiedziliśmy pewien sklep muzyczny. Siedziała tam pewna dostojna niewiasta i brzdąkała na elektryku. Plumkała na czystym kanale jakieś szlagiery z Lednicy, gdy w pewnym momencie zamarzyło jej się ostrzej. Po czym mówi do sprzedającego:
- A ma pan może jakiś efekt rokujący, albo metalizujący?...
Pan sprzedawca schował się pod ladę, po czym słychać było chichranie, a ja sam uciekłem do innego pomieszczenia i uśmiałem się jak wieprz..

Dziś w TV Cyganki Eduszy klimat mroczny i pachnący siarką. Wydawaćby się mogło, że to parodia hejwimetalu. Niestety, kiedyś tak ludzie śpiewali i kręcili teledyski. Kawałek bardzo udany, teledysk, jak to bywa w życiu, NOT! No(t)o: Mercyful Fate - Egipt.


W następnym wpisie opiszę wam życiową historię o wyciąganiu cycka przez koleżankę w samochodzie służbowym.

czwartek, 13 sierpnia 2009

ŚAKF cz.2, czyli ja to gdzieś widziałem

Dzisiejszy wpis rozpoczyna nowy fantastyczny samopowtarzalny cykl, zatytułowany: Śremski Akademicki Kącik Filmowy. Zasadniczo został on zainaugurowany kilka wpisów temu, jednako nie wiedziałem wtedy, że jeszcze kiedykolwiek natknie mnie do napisania jakiegoś wpisu o szerokopojętej sztuuuuuce filmowej, przez duże SZ. i dużym F. Dzisiaj oburzę się na amerykańskie kino pobudzające do refleksji i przemyśleń. Mówiąc najprościej: kobiety na seansach płaczą, a faceci o włochatych jajcach śpią. Po seansie psioczą, że wydali kasę (bo wypadałoby, żeby chłop płacił) na syfiasty film. Takie 3 refleksyjno wyciskające filmy widziałem swego czasu, które są do siebie podobne: Ekstra obsada, jakiś taki temat no i takie zakończenie bez końca. Z wszystkich trzech tylko jeden był fajny. Lecimy!...
Pierwszy film, zwany Miastem gniewu, nazgarniał Oskarów i innych złotych palem z niezależnych festiwalów w Palermo. Opowiada o rasizmie w stanach. I to jest ten najlepszy film, bo był pierwszy. Ale jakie są jego wyznaczniki: kilka równolegle dziejących się historii z rasizmem w tle. Każda postać grana przez znanego amerykańskiego aktora/aktorkę. W pewnym momencie, w jakiś tam sposób, losy postaci się krzyżują. Dramatyczny finał i koniec filmu bez końca. Najlepszy bo pierwszy, potem już tylko gorzej, bo…
… Bo drugi film to Crossing Over. Jedyne plusy: Harrison Fjord i cycki jakiejś ślicznej blond lasi. Schemat identyczny jak w Mieście gniewu: równolegle kilka historii, każdy ma problemy, a główny wątek to nielegalni imigranci. Suchy film, poza dwoma plusami.
Natomiast trzeci film się nazywa Błękitny deszcz (dobrze, że nie złoty, ani biały). W hierarchii tych trzech identycznych filmów wypada najgorzej. Kompletnie taka sama struktura: gwiazdy, gwiazdki, dużo wątków (tym razem główny wątek to: życie jest do dupy i każdy bohater jakoś chce sobie je ukrócić lub też syf złagodzić). Jedyyyyny, jedynysieńki plus: super cycki Dżesiki Biel. Na wejście filmu wielki burak: kamerzysta odbijający się w aż dwóch szybach (ubrany w nienaganny obleśny podkoszulek). W tle widzimy wchodzącą ładną, niestety ubraną Dżesikę Biel (na cyc trzeba było czekać, o zgrozo, półtorej godziny). Obrazek poniżej (mam nadzieję, że po kliknięciu nań się on powiększy).
Dobrze, że nie byłem w kinie na żadnym z powyższych filmów (oj poprawka, byłem na Mieście Gniewu, jednak był to maraton, bilety miałem za darmo i był to chyba 3 film w kolejności, a wtedy byłem kompletnie pijany i pewnie spałem, więc się nie liczy). I że nie byłem z damą, za którą musiałem kupować bilet, zaoszczędziłem dzięki temu aż … aż trochę pieniędzy. Czasami lepiej obejrzeć sobie niektóre filmy w domu, niż potem prosić w kasie kina o zwrot pieniędzy.

Na koniec na poprawę samopoczucia tekst-riposta z pracy:
(Kolega) – Aleśmy się tego mleka ochlali…
(Zupełnie inny kolega) – Jeszcze trochę mleka i zaczniemy miauczeć…

(Ja) – Jeszcze trochę mleka i będziecie mogli się polizać po własnej dupie.

A w TV Cyganki Eduszy miał być szlagier muzyki Reggae (czytać radżdża), jednak będzie coś w tematyce filmowej i muzycznej. No to zagadka? Jak nazywa siępołączenie dobrego horroru Stephena Kinga z komedią i zacną muzą? Odpowiedź jest oczywista jak całka po prostokącie: film Maximum Overdrive. Wczoraj obejrzałem i z chęcią obejrzę za jakiś czas - super kraksy, dużo wybuchów i muza Ac piorun Dc przez cały film.. yeah. No to początek filmu z najlepszą piosenką Acca Dacca, czyli Who Made Who!:


A cały film w 10 częściach można obejrzeć na Jutubie, link do pierwszej części tutaj.


W następnym wpisie przeanalizuję od początku słynną aferę Rywingejt (wymawiać Rywingate).

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

O czym oni śpiewają cz. 4 - kujawsko-pomorska zagadka kryminalna

W dzisiejszym (lekko zaniedbanym, niczym zaniedbana higienicznie młodzież na Łudstoku) wpisie z cyklu deszyfracji piosenek postanowiłem rozszyfrować piosenkę-zagadkę naszego lokalnego (acz znanego w całej Polsce) zespołu Kobranocka. Jednak jak do każdej zagadki kryminalnej, należało się przygotować. I po raz pierwszy (no może drugi) w życiu postanowiłem się do czegoś przygotować. Zasięgnąłem rady gogli, wikipedii i na koniec ponownie gogli. Fragmenty piosenki przybliżały mi rozwiązanie zagadki z przeszłości.No tak... rozgadałem się o wszystkim innym, a nie przekazałem tytułu piosenki: Kocham cię jak Irlandię. W sumie śmieszna anegdota się wiąże z tą piosenką. Za każdym razem jak ją słyszę, to rzygam. Spowodowane jest to faktem, że naście lat temu kumpela co wieczór nuciła mi ją do snu. Robiła to w sposób karalny prawem. No to lecimy:
Mieszkałaś gdzieś w domu nad Wisłą
Pamiętam to tak dokładnie
Autor przypomina sobie pewne niedokończone sprawy z przeszłości: kobieta mieszkająca w domu nad Wisłą (Wikipedia podpowiedziała mi, że długość rzeki wynosi 1047km). Analizując przedstawione fakty - koleś sobie poszuka...
Twoich czarnych oczu bliskość
Wciąż kocham Cie jak Irlandię
Czarne oczy (pewnie Cyganka) - to wskazówka, że prawdopodobnie laska była cyganką. Jest kilka większych zagłębi cyganów w Polsce, znajdujących się nad Wisłą.
A Ty się temu nie dziwisz
Wiesz dobrze co było by dalej
Jakbyśmy byli szczęśliwi
Gdybym nie kochał Cie wcale
W refrenie lekkie rozdrapywanie ran. Mogłaś, dlaczego nie zrobiłaś, nie podałaś kapci, zupa była za słona... i wiele wiele innych. Autor antycypuje wizję: "co by było gdybym nie zapomniał adresu tego pieprzonego domu nad Wisłą".
I przed szczęściem żywisz obawę
Z nadzieja, ze mi ja skradniesz
Wlokę ten ból przez Włocławek
Kochając Cie jak Irlandię
Kobieta najwidoczniej lubiła się umartwiać. Cyganie mają pecha: a to im skradną perskie dywany, a to skradną im kradzione samochody, które wcześniej ukradli. Jednakoż autor tekstu również miał obawy (widocznie był częścią procederu dywanowo samochodowego). Dokonując prostego dodawania kobieta przytłoczona była podwójną dawką obawy. I przełom co do lokalizacji miejsca akcji: Włocławek - upadłe miasto, w którym przyszło mi pracować. W dodatku Włocławek leży nad Wisłą i z najduje się w nim CKC, czyli Centrum Kultury Cygańskiej: na ulicy żabiej najłatwiej dostać z noża od cyganów i stracić telefon. Poza tym onegdaj na Żabiej swój impresariat miał Don Wasyl i jego Roma. Ostatni wers to dla mnie zagadka. Może autor wracał sobie z pracy z Irlandii...? Albo brakowało mu rymu, tylko że ta piosenka to bardziej biały wiersz. Tak więc autor jest prekursorem białego rymu: dwóch nie pasujących do siebie (pod względem rymowania się) wyrazów, np: "akordeon - taczka" (wspaniały przykład białego rymu). Muszę dodać biały rym do Wikipedii.
Gdzieś na ulicy fabrycznej
Spotkać nam się wypadnie
Lecz takie są widać wytyczne
By kochać Cie jak Irlandię
Ha, kolejne sprecyzowanie lokalizacji zamieszkania dziewczyny: Włocławek, ul. Fabryczna. Ulica położona niedaleko Piwnej (równoległa do niej). Z kolei na ulicy Piwnej jest Stary Spichrz - miejsce spotkań lokalnych brudów, punoli i alternatywy. A więc nasza dziewczyna to cyganka-alternatywna lub pankówa. Zapewne będzie miała przy sobie próbki perskich dywanów na sprzedaż. I na koniec biały rym, żeby ilość wersów była stała.
Czy mi to kiedyś wybaczysz
Działałem tak nieporadnie
Czy to dla Ciebie coś znaczy
Ze kocham Cie jak Irlandię
Podmiot liryczny kaja się. Najwidoczniej coś spieprzył. Owszem, w 2 wersie dowiadujemy się, że był łajzą. Podczas podprowadzania samochodu na handel zostawił po sobie jakieś ślady i koledzy dziewczyny wpadli... Kajać to się można... conajwyżej w psiej kupie, albo krowieńcu. I ostatni wers, czyli powtórzenie białego rymu.
Reasumując piosenkę: nie zakochujmy się w alternatywnych cygankach, gdyż cygańskie tradycje (kradzieże samochodów i handel dywanami) mogą uniemożliwić nam pełnię szczęścia i oddanie się w 100% kobiecie. (może to i dobrze)

Motyla noga, rzeczywiście jest w refrenie układ rymów ABAB, ale co tam. Ta piosenka jest tak bez sensu, że biały rym broni się sam (wielki moderator - Wielki Bakaliarz).

Na koniec ciekawostka. Ulica Fabryczna we Włocku jest tutaj:


Wyświetl większą mapę

A w TV Cyganki Eduszy kult (jak dla mnie) hejwimetalowej parodii. Czyli zespół Massacration - Metal is The Law. Nie dosyć, że kolesie robią kompletną kpinę z hejwi metalu, to muza jest ultra dobra i teledysk również... Zapraszam:



W następnym wpisię pokoloruje farbkami: czarną i białą czarnobiałe zdjęcie.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Okrągła pierwsza rocznica

Mili słuchacze i czytacze i reszta ludzi, którzy mają mnie w dupie, a ja ich w jeszcze dalszych zakątkach jelita grubego: 26 lipca minął roczek Kakaoskopu. Z tej okazji zafunduję sobie ciasto drożdżowe (to na zdjęciu wygląda jakby było zagniatane na kocu na którym wcześniej spał zapchlony kundel). A zresztą nie lubię ciasta drożdżowego, bo nie ma w nim mięsa. A cóż się pozmieniało u Cyganki Eduszy? Dużo i nic.
Dużo: stałem się dyplomowanym magazynierem i inzynierem. skomercjalizowałem się idąc do pracy, skomercjalizowałem środek dojazdu do pracy, kupując samochód. Siedze sobie w komercyjnym pokoju i cośtam robię. Opluwam swoje skomercjalizowane życie. Z mniej komercyjnych rzeczy: wakacje zaś umarłem podczas wielokrotnego orgazmu. Deszyfrując: pojechałem na koncert Iron Majdę (najlepsze kawałki ever grali, bo to trasa reminescencyjna była). I to chyba koniec.
Mało: Przyjąłem obrany już wcześniej światopogląd Głuchej Białej Sowy, który pozwolił mi uniknąć wielu sucharów i nieprzyjemności. Nie wnikam już w cudze sprawy i nie paplam na boki (co najwyżej conieco zripostuję w pewnym zacnym gronie).

Podsumowując: myślałem, że jak pójdę do roboty to się ogarnę i uspokoję. Na szczęście nie, nadal chcę robić samonapędzające się hepeningi *** . Bo jak to powiedział Stary Baca z kujaw: "Kto nie robi hepeningu, ten nie żyje." Chcę nadal wynajdować nikomu niepotrzebne przedmioty, które w moim mniemaniu są przydatne.. Wszystko, wszystko.


*** Człowiek z drewnianą ręką w biedronce, ślepy człowiek w biedronce, panowie budowniczowie w meleksie, striptizerzy na firmowym dniu kobiet, przejażdżka furą w dresie i laczkach, udawanie sanepidu w knajpie za pomocą przepustki zakładowej, itp, itd.

Dziś w TV Cyganki Eduszy kult piosenka, napędzająca do refleksji i mega w stonowanym tonie. Lekko transowa, lekko dżezowa. Reasumując: wyczes! No to: Beastie Boys - off the grid!


W następnym wpisię udowodnię, że w roku przestępnym tłusty czwartek przypada w sobotę.

sobota, 1 sierpnia 2009

Dramat meteorologa

Witam wszystkich serdecznie po kilkudniowej przerwie. Dziwnym fakt ten, bo we wpisach potrafię robić przerwy nawet kilkunastodniowe. Odrzućmy jednak na bok podejrzenia i niesłuszne oskarżenia i zajmijmy się sednem sprawy mojego posta: Jak się uczesać jak ten pan od pogody z obrazka. Oczywiście był to średniej jakości żart sceniczny. Jak zauważyliście na załączonym obrazku Ziemia ma kształt banana, a sądząc po fryzurze pana jest on Czechem i w dodatku jest piłkarzem lub hejwimetalowcem. Bla bla bla....
Dzisiaj sklasyfikuje pory roku dla zwykłego człowieka, a więc takiego, który nie umie uprawiać roślin, nie rozróżnia szczypiorku od wyrośniętej trawy, woła na rabarbar - tatarak i je głównie mięso. Właśnie opisałem sam siebie. Od dawien dawna wiadomo, że mamy w roku 4 pory roku. Pewnego razu na geografii (w technikum będąc) chłopak zapytany o ich liczbę odpowiedział, że 6. Podobno jakieś przedwiośnie i przedzimie, albo coś. Oczywiście pan od geografii przyznał mu rację. A ja przyznałem tylko, że runął mój światopogląd, co do ilości pór. I znowu gubię wątek i staczam z tematu. Jakie są dla mnie pory roku? Dwie!
Pora na picie piwa - gdy tylko robi się ciepło, a trzymana butelka nie zamarza w dłoni. Możemy bezpiecznie wyjść z garażu na powietrze. Nic tak nie smakuje jak schłodzony Kasztelan na świeżym powietrzu. Może być to również zachuchany samochód kumpla, garaż, piwnica. Aczkolwiek gdy jest cieplej, słońce grzeje w dekiel, nic tak nie poprawia humoru jak łyczek napoju w kolorze sików. Co gdy jest zimno? Zimne piwo nie leży, ciepłe? Ciepłe wygląda i smakuje jak siki. Chyba, że grzane z sokiem i grzankami, wróć goździkami... a więc nastała pora...
Pora na picie wódki - zamykamy się w naszych ogrzewanych mieszkaniach lub garażach. Wyciągamy wódkę z zamrażalnika, wykonujemy mistyczny gest otwarcia, uderzając łokciem w denko i rozlewamy. Wódkonio, zwane również wódżitsu, spływa ładnie po przełyku i rozgrzewa od środka. A, że smakuje jak płyn do chłodnicy, musimy szybciutko zapić smak soczkiem. Bo gdy jest ciepło na dworze to wódka mnie nie podchodzi.. Koniec i kropka.
A jak hodowcy i rolnicy mają się dostosować do mojego usprawnionego podziału pór roku? No to: W porze picia piwa - sadzą i zbierają przeróżne plony których nie rozróżniam, a w porze picia wódki - wyciągają te plony z zamrażarki i zjadają pod przeróżnymi postaciami.
Czemu taki temat? A czemu nie. Zresztą dzisiaj w mieście mam biesiadę Kasztelańską, jest pora picia piwa, to zgadnijcie co będę robił i pił? Na pewno nie będę wypasał owiec z kolegą i pił cudownej wody z Liska.

Ciekawy pojazd dzisiaj mi się wymsknął po wysprzątaniu samochodu. Wypowiedziałem go do mamy w takiej postaci: Mama, sprzątałem w samochodzie i znalazłem jakieś stare, niemieckie (bo auto me przyjechało po kimś z niemiec) druczki parkingowe. Niektóre były tak stare, że były na nich swastyki. Ciężki tekst, acz wesoły (przynajmniej dla mnie). Pewnie ktoś się oburzy, bo to przecież wciąż aktualna i drażliwa sprawa.

W TV Cyganki Eduszy klasyczny klasyk. Piosenka, w której nie wiem o co chodzi, jednak ma super rydym i jest w deche zagrana. No to Primus - Wynona's Big Brown Beaver.


W następnym wpisie zbuduję pałac kultury z klocków Lego w skali 1:1.