wtorek, 18 sierpnia 2009

Los Tres Amigos cz. 4 - Co z tą Polską.

Witam wszystkie grzeczne dzieci, które uczęszczają co niedzielę do kościoła. Dzisiaj z rana byłem tak zaaferowany wkładaniem gaci przez głowę (wczoraj lekko mi się popiło i WKK przekształcił się niespodziewanie w WKM, czyli Wieczorny Kącik Menela), że przypomniało mi się, iż dawno dawno nie zamieszczałem posta z cyklu "Los Tres Amigos". Tym bardziej w cyklu tym nie poruszałem żadnych wątków patriotycznych. Najprościej mówiąc (mówiąc tak prosto, niczym prosto mawia się przy drugim piwie... zdrówko) nie omawiałem żadnych płyt pochodzenia rodzimego, polskiego. A więc zaczynamy: w tle jednym (ale nie tym trzecim) okiem patrzę na mistrzostwa świata w Lekkiej jetz im Berlin (o tym zacnym wydarzeniu wpisik również będzie), drugim okiem poprawiam niedorzeczności, które przed chwilą napisałem, a 3 okiem przyglądam się wersalce... Do obrazka tytułowego posta i samego tytułu posta aż prosi się o wstawienia foty Tomka Lisa, jak szczerzy swoje pożółkłe kły. Jednak jak już zauważyliście, cykl tytułowy nie ma tytułowych zdjęć. Agh, niesamowicie zszedłem z tematu. Polska muzyka jest polska. W latach '80 muzycy coś ciekawego śpiewali, ich rozbudowane przenośnie i onomatopeje miały ukrywać treści, które cenzura z założenia nie miała wyłapać. Realizacja muzyki była słaba. W latach '90 wszystko spadło na pysk i słowa są o niczym, muzyka może się poprawiła jakościowo, ale... Grymaszę, niczym baba. Jaki będzie dzisiejszy przegląd? Będzie fajny.
Tak chronologicznie idąc, ale również jakościowom na pierwszym miejscu mroczne szataństwo zespołu niczym nazwa pewnej telewizji TiVieN - TURBO. Kapela zaczynała muzyką miękką jak miękka rurka i ciepłą jak refreny Lady Pank. Na szczęście wykupili z komisu swoje jaja i nagrali najlepszy polski hejwimetal. Gdy brat przyniósł tą kasetę do domu, wziąłem pudełko, zobaczyłem okładkę - Kawaleria Szatana i powiedziałem: "o kur%&^%$a!". Oczywiście również zmoczyłem spodnie. Lekko trąca mordka ziomkiem z Iron Maiden, okładka narysowana w podziemiach tajnej bazy Solidarności i na solidarnościowym powielaczu powielona. Nie szkodzi. Okładka mogła by być wydrukowana na opakowaniu zastępczym po czekoladzie, i tak liczy się zawartość kasety. Oczywiście mama jak zobaczyła okładkę, to również powiedziała: "motyla noga, Paaaweeeeł czego ty słuchasz?!". Pieprzę od rzeczy. Jakie to jest? Jak ktoś lubi Ajron Majdan pokocha i to. Muzyka szybka i ultra mocna. Wzwód podczas słuchania sam puka nam w bokserki. Słowa, może czasem częstochowskie rymy, są o śmierci i związanych z nią przyjemnościach końca świata. Swego czasu, gdy kaseta z zawartością płyty była przezroczysta, słowa Wieki Wieki mijają rozumiałem jako Jeklin Jeklin, Jeklin jaaaajaaaa. Mimo bezsensu, nadal sikałem pod siebie. Wszystkie piosenki znam na pałę. Nawet znam słowa do instrumentalnego kawałka Bramy galaktyk. Wymienię tytuły Żołnierz Fortuny (piosenka o pewnym galeonie, najlepsza szanta), Kawaleria szatana cz.1 i 2 (o kawalerii szatana) chyba najlepszy Ostatni grzeszników Płacz. Jest jeszcze kilka kawałków, których poprzez ignorancję nie znam. A zgadnijcie czego słucham jadąc do pracy samochodem? Tak, zgadliście, nowego szlagieru Lady Zgagi.
Kolejna płyta to bardzo dobra płyta. Autor Kazik na Żywo, a tytuł Na żywo ale w studio. Na okładce (spożądzonej chyba przez Kazika juniora) jest prawdziwe kino akcji: cycki ze swastykami, kuśka z wytryskiem, jakieś cuda niewidy. Zaczyna się od pobudzającego kopa w krocze w postaci Celiny (klasyka taty Kazika), szybko i zgrabnie zagrane. Rzekłbym super. potem klawo jest przy Nie ma litości, Artystach. Uwielbiam również piosenkę, hymn amerykańskich indian: I ty zostaniesz indianinem. Kawałków jest 17, ponad godzina słuchania, do nabycia w waszych Empikach za jedyne 30zł. Czy można chcieć więcej? Sama muzyka jest ostra, od hardkora po metala. Widać, że chłopaki słuchali Rejdż Egejns de Maszin. Jest taka anegdota, że jak wysłychali płyty powyższego zespołu powiedzieli: "o kurw^&%&^%a". Słychać to, bardzo słychać. Pierwszy raz słyszałem płytę na kasecie. Przegrał mi ją kolega na swoim jamniku zwiezionym z zachodu. Mamie się nie podobało Nie ma litości, a mi wręcz przeciwnie. Większość piosenek, podobnie jak w przypadku kasety Turbo, cytowałem z pały. Na koncercie, również śpiewałem materiał wraz z zespołem...
Ostatnią, lecz nie najgorszą płytą jest State of mind report zespołu Kwasożłopy. I jak w poprzednich przypadkach wpadła w moje niecne ręce pod postacią kasety (tym razem oryginalnej). Nie jest może cała rewelacyjna, ale około 4 kawałków to porządna erekcja, której nie powstydziłby się Inspektor Erektor. Tytuły w większości pozapominałe z wyjątkami: 24 radical Questions, Pump the plastic heart i Wild things. Więcej grzechów nie pamiętam. Płyta nagrana w klasycznym, niczym pozycja klasyczna stylu, a więc słychać trzaski płyty winylowej i trochę niedoróbek. Gitary to kupa mięsa na tatara. Sami muzycy grymasili (po jakimś czasie), że płyta jest za mięka. Odpowiadam szczerze: NOT!

I na koniec anegdota muzyczna:
Swego czasu, będąc w Poznaniu, wraz z kolegą nawiedziliśmy pewien sklep muzyczny. Siedziała tam pewna dostojna niewiasta i brzdąkała na elektryku. Plumkała na czystym kanale jakieś szlagiery z Lednicy, gdy w pewnym momencie zamarzyło jej się ostrzej. Po czym mówi do sprzedającego:
- A ma pan może jakiś efekt rokujący, albo metalizujący?...
Pan sprzedawca schował się pod ladę, po czym słychać było chichranie, a ja sam uciekłem do innego pomieszczenia i uśmiałem się jak wieprz..

Dziś w TV Cyganki Eduszy klimat mroczny i pachnący siarką. Wydawaćby się mogło, że to parodia hejwimetalu. Niestety, kiedyś tak ludzie śpiewali i kręcili teledyski. Kawałek bardzo udany, teledysk, jak to bywa w życiu, NOT! No(t)o: Mercyful Fate - Egipt.


W następnym wpisie opiszę wam życiową historię o wyciąganiu cycka przez koleżankę w samochodzie służbowym.

Brak komentarzy: