
Dzisiaj sklasyfikuje pory roku dla zwykłego człowieka, a więc takiego, który nie umie uprawiać roślin, nie rozróżnia szczypiorku od wyrośniętej trawy, woła na rabarbar - tatarak i je głównie mięso. Właśnie opisałem sam siebie. Od dawien dawna wiadomo, że mamy w roku 4 pory roku. Pewnego razu na geografii (w technikum będąc) chłopak zapytany o ich liczbę odpowiedział, że 6. Podobno jakieś przedwiośnie i przedzimie, albo coś. Oczywiście pan od geografii przyznał mu rację. A ja przyznałem tylko, że runął mój światopogląd, co do ilości pór. I znowu gubię wątek i staczam z tematu. Jakie są dla mnie pory roku? Dwie!
Pora na picie piwa - gdy tylko robi się ciepło, a trzymana butelka nie zamarza w dłoni. Możemy bezpiecznie wyjść z garażu na powietrze. Nic tak nie smakuje jak schłodzony Kasztelan na świeżym powietrzu. Może być to również zachuchany samochód kumpla, garaż, piwnica. Aczkolwiek gdy jest cieplej, słońce grzeje w dekiel, nic tak nie poprawia humoru jak łyczek napoju w kolorze sików. Co gdy jest zimno? Zimne piwo nie leży, ciepłe? Ciepłe wygląda i smakuje jak siki. Chyba, że grzane z sokiem i grzankami, wróć goździkami... a więc nastała pora...
Pora na picie wódki - zamykamy się w naszych ogrzewanych mieszkaniach lub garażach. Wyciągamy wódkę z zamrażalnika, wykonujemy mistyczny gest otwarcia, uderzając łokciem w denko i rozlewamy. Wódkonio, zwane również wódżitsu, spływa ładnie po przełyku i rozgrzewa od środka. A, że smakuje jak płyn do chłodnicy, musimy szybciutko zapić smak soczkiem. Bo gdy jest ciepło na dworze to wódka mnie nie podchodzi.. Koniec i kropka.
A jak hodowcy i rolnicy mają się dostosować do mojego usprawnionego podziału pór roku? No to: W porze picia piwa - sadzą i zbierają przeróżne plony których nie rozróżniam, a w porze picia wódki - wyciągają te plony z zamrażarki i zjadają pod przeróżnymi postaciami.
Czemu taki temat? A czemu nie. Zresztą dzisiaj w mieście mam biesiadę Kasztelańską, jest pora picia piwa, to zgadnijcie co będę robił i pił? Na pewno nie będę wypasał owiec z kolegą i pił cudownej wody z Liska.
Ciekawy pojazd dzisiaj mi się wymsknął po wysprzątaniu samochodu. Wypowiedziałem go do mamy w takiej postaci: Mama, sprzątałem w samochodzie i znalazłem jakieś stare, niemieckie (bo auto me przyjechało po kimś z niemiec) druczki parkingowe. Niektóre były tak stare, że były na nich swastyki. Ciężki tekst, acz wesoły (przynajmniej dla mnie). Pewnie ktoś się oburzy, bo to przecież wciąż aktualna i drażliwa sprawa.
W TV Cyganki Eduszy klasyczny klasyk. Piosenka, w której nie wiem o co chodzi, jednak ma super rydym i jest w deche zagrana. No to Primus - Wynona's Big Brown Beaver.
W następnym wpisie zbuduję pałac kultury z klocków Lego w skali 1:1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz