Dzisiejszy wpis rozpoczyna nowy fantastyczny samopowtarzalny cykl, zatytułowany: Śremski Akademicki Kącik Filmowy. Zasadniczo został on zainaugurowany kilka wpisów temu, jednako nie wiedziałem wtedy, że jeszcze kiedykolwiek natknie mnie do napisania jakiegoś wpisu o szerokopojętej sztuuuuuce filmowej, przez duże SZ. i dużym F. Dzisiaj oburzę się na amerykańskie kino pobudzające do refleksji i przemyśleń. Mówiąc najprościej: kobiety na seansach płaczą, a faceci o włochatych jajcach śpią. Po seansie psioczą, że wydali kasę (bo wypadałoby, żeby chłop płacił) na syfiasty film. Takie 3 refleksyjno wyciskające filmy widziałem swego czasu, które są do siebie podobne: Ekstra obsada, jakiś taki temat no i takie zakończenie bez końca. Z wszystkich trzech tylko jeden był fajny. Lecimy!...
Pierwszy film, zwany Miastem gniewu, nazgarniał Oskarów i innych złotych palem z niezależnych festiwalów w Palermo. Opowiada o rasizmie w stanach. I to jest ten najlepszy film, bo był pierwszy. Ale jakie są jego wyznaczniki: kilka równolegle dziejących się historii z rasizmem w tle. Każda postać grana przez znanego amerykańskiego aktora/aktorkę. W pewnym momencie, w jakiś tam sposób, losy postaci się krzyżują. Dramatyczny finał i koniec filmu bez końca. Najlepszy bo pierwszy, potem już tylko gorzej, bo…
… Bo drugi film to Crossing Over. Jedyne plusy: Harrison Fjord i cycki jakiejś ślicznej blond lasi. Schemat identyczny jak w Mieście gniewu: równolegle kilka historii, każdy ma problemy, a główny wątek to nielegalni imigranci. Suchy film, poza dwoma plusami.
Natomiast trzeci film się nazywa Błękitny deszcz (dobrze, że nie złoty, ani biały). W hierarchii tych trzech identycznych filmów wypada najgorzej. Kompletnie taka sama struktura: gwiazdy, gwiazdki, dużo wątków (tym razem główny wątek to: życie jest do dupy i każdy bohater jakoś chce sobie je ukrócić lub też syf złagodzić). Jedyyyyny, jedynysieńki plus: super cycki Dżesiki Biel. Na wejście filmu wielki burak: kamerzysta odbijający się w aż dwóch szybach (ubrany w nienaganny obleśny podkoszulek). W tle widzimy wchodzącą ładną, niestety ubraną Dżesikę Biel (na cyc trzeba było czekać, o zgrozo, półtorej godziny). Obrazek poniżej (mam nadzieję, że po kliknięciu nań się on powiększy).
Dobrze, że nie byłem w kinie na żadnym z powyższych filmów (oj poprawka, byłem na Mieście Gniewu, jednak był to maraton, bilety miałem za darmo i był to chyba 3 film w kolejności, a wtedy byłem kompletnie pijany i pewnie spałem, więc się nie liczy). I że nie byłem z damą, za którą musiałem kupować bilet, zaoszczędziłem dzięki temu aż … aż trochę pieniędzy. Czasami lepiej obejrzeć sobie niektóre filmy w domu, niż potem prosić w kasie kina o zwrot pieniędzy.
Na koniec na poprawę samopoczucia tekst-riposta z pracy:
(Kolega) – Aleśmy się tego mleka ochlali…
(Zupełnie inny kolega) – Jeszcze trochę mleka i zaczniemy miauczeć…
(Ja) – Jeszcze trochę mleka i będziecie mogli się polizać po własnej dupie.
A w TV Cyganki Eduszy miał być szlagier muzyki Reggae (czytać radżdża), jednak będzie coś w tematyce filmowej i muzycznej. No to zagadka? Jak nazywa siępołączenie dobrego horroru Stephena Kinga z komedią i zacną muzą? Odpowiedź jest oczywista jak całka po prostokącie: film Maximum Overdrive. Wczoraj obejrzałem i z chęcią obejrzę za jakiś czas - super kraksy, dużo wybuchów i muza Ac piorun Dc przez cały film.. yeah. No to początek filmu z najlepszą piosenką Acca Dacca, czyli Who Made Who!:
A cały film w 10 częściach można obejrzeć na Jutubie, link do pierwszej części tutaj.
Pierwszy film, zwany Miastem gniewu, nazgarniał Oskarów i innych złotych palem z niezależnych festiwalów w Palermo. Opowiada o rasizmie w stanach. I to jest ten najlepszy film, bo był pierwszy. Ale jakie są jego wyznaczniki: kilka równolegle dziejących się historii z rasizmem w tle. Każda postać grana przez znanego amerykańskiego aktora/aktorkę. W pewnym momencie, w jakiś tam sposób, losy postaci się krzyżują. Dramatyczny finał i koniec filmu bez końca. Najlepszy bo pierwszy, potem już tylko gorzej, bo…
… Bo drugi film to Crossing Over. Jedyne plusy: Harrison Fjord i cycki jakiejś ślicznej blond lasi. Schemat identyczny jak w Mieście gniewu: równolegle kilka historii, każdy ma problemy, a główny wątek to nielegalni imigranci. Suchy film, poza dwoma plusami.
Natomiast trzeci film się nazywa Błękitny deszcz (dobrze, że nie złoty, ani biały). W hierarchii tych trzech identycznych filmów wypada najgorzej. Kompletnie taka sama struktura: gwiazdy, gwiazdki, dużo wątków (tym razem główny wątek to: życie jest do dupy i każdy bohater jakoś chce sobie je ukrócić lub też syf złagodzić). Jedyyyyny, jedynysieńki plus: super cycki Dżesiki Biel. Na wejście filmu wielki burak: kamerzysta odbijający się w aż dwóch szybach (ubrany w nienaganny obleśny podkoszulek). W tle widzimy wchodzącą ładną, niestety ubraną Dżesikę Biel (na cyc trzeba było czekać, o zgrozo, półtorej godziny). Obrazek poniżej (mam nadzieję, że po kliknięciu nań się on powiększy).

Na koniec na poprawę samopoczucia tekst-riposta z pracy:
(Kolega) – Aleśmy się tego mleka ochlali…
(Zupełnie inny kolega) – Jeszcze trochę mleka i zaczniemy miauczeć…
(Ja) – Jeszcze trochę mleka i będziecie mogli się polizać po własnej dupie.
A w TV Cyganki Eduszy miał być szlagier muzyki Reggae (czytać radżdża), jednak będzie coś w tematyce filmowej i muzycznej. No to zagadka? Jak nazywa siępołączenie dobrego horroru Stephena Kinga z komedią i zacną muzą? Odpowiedź jest oczywista jak całka po prostokącie: film Maximum Overdrive. Wczoraj obejrzałem i z chęcią obejrzę za jakiś czas - super kraksy, dużo wybuchów i muza Ac piorun Dc przez cały film.. yeah. No to początek filmu z najlepszą piosenką Acca Dacca, czyli Who Made Who!:
A cały film w 10 częściach można obejrzeć na Jutubie, link do pierwszej części tutaj.
W następnym wpisie przeanalizuję od początku słynną aferę Rywingejt (wymawiać Rywingate).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz