czwartek, 15 sierpnia 2013

Los Tres Amigos cz. 9 - Opowieści kempingowe

 
Dzisiejszy wpis będzie szybki i celny niczym cios Andrzeja Gołoty w krocze Riddicka Bowe. Opowie on o 3 rzeczach, które kojarzą mi się z namiotem. Jak powszechnie wiadomo sezon namiotowy w pełni, Łudstok się zakończył, więc jeżeli ktoś szuka prawie nowego, nieśmiganego namiotu, to niech śmiało wali na pobojowisko po Łudstoku. Kolejnym czynnikiem wpływającym na związłość posta jest fakt, że dzisiaj mamy święto kościelne i czym prędzej po jego napisaniu uderzam do kościoła... NOT! Zaczynamy zatem odliczanie do trzech:

1. Poranny namiot - oczywiste, niczym trotyl na skrzydłach Tu-154. Każdy mężczyzna o poranku odczuwa to zjawisko fizjologiczne (chyba, że ma z tym problem, jest w stresie, jest na Mazurach) - polega ono na tym, że męski członek (a widzieliście jakiś damski?) o poranku pręży się i napina, jakby chciał wyskoczyć z gaci i przemówić ludzkim głosem. Nie ma się tu co rozpisywać, bo przecież każdy chłop i każda dziewczyna wie na czym to polega. Chciałbym polecieć pewną statystyką nawiązującą do Łudstoku: było tam ok. 600tys. ludzi, z czego pewnie połowa to faceci, 1/3 miała ze sobą coś co przypomina namiot do spania. Szybka kalkulacja i otrzymujemy zaskakujący fakt liczbowy: 2 dnia, o Łudstokowym poranku można było naliczyć ok. PÓŁ MILIONA namiotów wszelakiej maści.
2. Namiot a torba od namiotu - bardzo często spotykane mechanicznnofizyczne zjawisko, polegające na mieszczeniu się zawartości torby namiotu do tej torby. Mówiąc po ludzku: po złożeniu namiotu za cholerę nie chciał się zmieścić w torbie doń przeznaczonej. I tutaj taka mała i życiowa anegdota: Miałem kiedyś takiego misia co lubił chodzić w ciasnawych spodniach i do ich zapięcia używał zazwyczaj imadła, szlifierki kątowej, wyrzynarki. A teraz do sedna sprawy: Kiedyś pojechałem do kumpla do zaczarowanej i bajkowej krainy Śremem zwanej i po koncercie kumpla kapeli cała gromada zanocowała sobie w namiocie. O poranku kolega składa namiot - udało mu się już wcisnąć do torby wszystkie namiotowe gadżety, jednak za cholerę nie mógł tej torby dopiąć... suwak od torby odmawiał posłuszeństwa. Na potwornym kacu wypaliłem: Przypomina mi to jak mój miś zapina spodnie. Kolega się uśmiał i prawie wpadł do jeziora.
3. Namiot a gotowanie - prosta sprawa: do rozłożenia namiotu mamy instrukcję, do gotowania nowego żarcia też mamy przepis (tak jakby instrukcję) - więc co można w obydwu przypadkach spieprzyć?. Zapewne można i to wiele razy. Aczkolwiek kiedyś ukułem takie przysłowie: Gotowanie z przepisem jest jak rozkładanie namiotu z instrukcją - nie można tego spieprzyć

Dyrektywy kulturalne: Elizjum... Widział ktoś? Dobre to? Będę widział w łikend i opowiem kto zabił. 

Dziś w TV Cyganki Eduszy mistrzostwo Polski w kołwerowaniu cudzych utworów, a więc Rage Against the Machine  w szlagierze Renegades of funk pod obraz tańczących, szczęśliwych ludzi.
W następnym odcinku Los Tres Amigos postaram się doliczyć do czterech!

wtorek, 6 sierpnia 2013

Czasopętla

"Droga redakcjo Bravo, droga dr Grażyno. Czy zdarzyło się wam kiedyś utknąć w czasie?" zapytuje 16 letnia Kinga z Białogardu Szczecińskiego.
Tym cytatem z 78 numeru tygodnika Bravo chciałbym rozpocząć dzisiejszy wpis, który jest już drugim w ciągu tego miesiąca i (co ciekawsze) drugim w ciągu tego roku. Nawiązując do cytatu chciałbym opowiedzieć o zjawisku które kilka lat temu (czyli jakoś tak gdy straciłem regularność blogaska) zauważyłem u siebie i na które uskarżał się znajomy. A wszystko miało się tak:

Wstałem rano, ogarnąłem się, ukroiłem chleba z obowiązkową porcją mięsa, wsiadłem do autka, jadę do pracy... jestem na moście. W jadącym z naprzeciwka zdezelowanym samochodzie mija mnie koleś, który wygląda jak Lenin (no wiecie jaki Lenin)... i tak zlatuje dzień, a następnego dnia jest tak:
Wstałem rano, ogarnąłem się ukroiłem chleba z obowiązkową porcją mięsa na chleb, wsiadłem do autka, jadę do pracy... jestem na moście. W jadącym z naprzeciwka zdezelowanym samochodzie mija mnie koleś, który wygląda jak Lenin (no wiecie jaki Lenin)... 
W środę, w czwartek i w piątek.... (a może to czwartek?) znowu Lenin, jadący starym Oplem. Cholera, jaki dziś mamy dzień? Staram sobie przypomnieć jaki film wczoraj wieczorem oglądałem? Czy po raz 4 zasnąłem na beznadziejnych Szybkich i Wściekłych 6, czy to był jeszcze gorszy GI Joe 2?
Powyższe brzmi troszkę idiotycznie, ale zdarzało mi się tak jak to opisała w swoim liście 16 letnia Kinga. Przy zapierdzielu w pracy, który objawiał się tym, że nawet nie było kiedy napełnić symbolicznych "taczek", dni zlewały się w jeden powtarzający się dzień. Zamiast wypowiadać robocze dni tygodnia - liczyłem ile razy widziałem Lenina. A więc, pani od przyrody pyta: jak nazywają się dni tygodnia? Niespełna 30 letni Paweł odpowiada:

1. Lenin, 2. Lenin, 3. Lenin, 4. Lenin, 5. Lenin, sobota i niedziela.

By nie pomylić dni tygodnia dokonywałem czasem dodatkowych pomiarów: zestawienie długości paznokci u nogi z pomiarem z dnia wczorajszego, długość zarostu na twarzy - czasem tylko dzięki temu mogłem stwierdzić, że nie przeżywał 3 raz z rzędu poniedziałku, przepraszam, chciałem powiedzień pierwszego Lenina.
Lekko to smutne, więc należało uciec z pętli czaaasu i każdego wieczora zrobić coś miłego i ciekawego, coś co dnia następnego będzie można z głupim uśmiechem na twarzy wspomnieć podczas porannej jazdy samochodem do pracy. Stąd mamy ciekawe rytuały: WKK - Wieczorny Kącik Konesera, KKK - kebab, kino, Kasztelan, operacja: "My to się nie umiemy bawić bez alkoholu - NOT!". 
Co gdy ktoś na serio umie bawić się bez alkoholu? To niech sobie wiąże kokardki na palcu....obojętnie którym i gdy wyjdzie mu 6 kokardek to znaczy, że ma sobotę i powinien przy przejściu z 7 na 8 kokardek zdjąć pozostałe 7. Proste, co nie? NIE!
Moje czasopętlowe spostrzeżenia są zatrważające (niczym spostrzeżenia amerykańskich naukowców na temat nadwagi): bardzo łatwo wpaść w rutynę i otępienie. Kolejny dzień podobny do poprzedniego i łikendowy odpoczynek, który zlewa się z poprzednimi łikendowymi odpoczynkami. 
Dr Grażyna z Bravo zapewne odpisałaby: Droga Kingo: unikaj jak ognia rutyny... i używaj zabezpieczenia.
Amen.
Jest jeszcze drobny epilog do tej sprawy: Lenin, mijający mnie na moście, zmienił samochód: pozbył się Opla, kupił Alfę Romeo - jednakoż coś go dawno nie widziałem. Pewnie Alfa mu się zepsuła.. te samochody tak mają.  

Dyrektywy kulturalne: Opowiadałem wam jakie słuchanie płyt winylowych jest miłe? Bo jest! Zakupiłem sobie kanciaka i w wolnych chwilach lustruję Alegro w poszukiwaniu perełek pokroju: Koto czy Laserdance za śrubki. Czarnych płyt już mi się naciułało, więc jeżeli nadarzy się chwila na WKK, to tylko i wyłącznie przy czarnej płycie, obracającej się z prędkością 33 lub 45 obrotów na minutę. Kolejną dyrektywą jest omijanie szerokim łukiem filmów: Dżi Aj Dżoł 2 i Szybcy i Wściekli 6 - takiego poziomu kupy dawno nie widziałem. Obejrzałem co prawda nielegalnie, ale chciałem poprosić dostawcę Internetu za stracone na ten film impulsy.

Dziś w TV Cyganki Eduszy szlagier ery czarnych płyt - szalony rok '86 i pan który śmiesznie podskakuje i wszystkich dziś całuje, a więc Koto - Jabdah.

W następnym wpisie przedstawię jak zbudować symboliczne taczki, które są zawsze pełne.

piątek, 2 sierpnia 2013

Nieautoryzowany wywiad z zespołem Habakuk

Witam wszystkich oraz resztę. Chciałbym dokonać lekkiej reggaeneracji (wiecie... taka gra słów) blogaska i w wolnych chwilach (yyyyyy) dodać swoje przemyślenia, które pomimo wysokich zaokiennych temperatur , zachowują stały i nie wysokich lotów poziom.

Od kilkunastu miesięcy chciałem podzielić się z wami zapisem wywiadu z 2 członkami zespołu Habakuk. Wiecie... tymi od szlagiera Rasta trans.
Wszystko działo się pewnego sobotniego wieczora, w pewnej toruńskiej knajpce odbył się koncert wyżej wymienionego zespołu. Było tak rozkosznie, że aż mało co pamiętam. Pamiętam jedynie, że wokalista miał nogę w gipsie, performęs wykonywał siedząc na barowym stołku, a basista jak po każdym koncercie w podskokach pobiegł do WCtu. Zanim jednak oddalił się tanecznym krokiem Angusa Younga do kibelka doskoczyłem do niego i podając mu rękę mówię:
- Super koncert!
- Dziękuję.
Ufff... połowa wywiadu za mną.
A teraz druga połowa (ta większa) wywiadu. Zaraz po tym jak basista oddalił się na z góry ustaloną pozycję doskoczyłem do wokalisty. Biedak widział, że podchodzi do niego człowiek w przyciasnych butach, a że miał nogę w gipsie (wokalista, a nie ja) to nie mógł się oddalić (np. dołączyć do kolegi basisty w ubikacji). Dochodzę do niego, podaję mu rękę i mówię:
- Zajebisty koncert!
- Dzięki!
- Pytanie pierwsze: kiedy przyjedziecie do Włocławka?
- Przyjedziemy kiedy nas ktoś zaprosi.
- No to ja Was zapraszam!
Wokalista zrobił dziwną minę i odkuśtykał... a może ja się oddaliłem? Nie pamiętam zbyt dobrze bo cisnęły mnie buty.. a może to ziemia kręciła się za szybko?
I w ten oto sposób zaczęła się i skończyła przygoda z dziennikarstwem. Gdy wytrzeźwiałem, wyleczyłem kaca, wyciągnąłem kilka wniosków:
  1. Na wywiad przychodź trzeźwy
  2. Przygotuj sobie pytania
  3. Lepiej się umówić z kimś na ten wywiad niż wyskakiwać z krzaków.
  4. Gdy punkt 3 nie wyjdzie, to lepiej mieć rozmówcę z nogą w gipsie - nie ucieknie
Dyrektywy kulturalne: Wiecie, że na początku lipca był koncert Iron Maiden w Łodzi? Był przeklawy - deczko za głośny, ale dobór piosenek na szóstkę. W kinie leci tylko woda z nieszczelnej rury, w TV.... nie wiem bo nie oglądam. 
Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka bardzo mi bliska: tak bliska jak zderzaki samochodów stojących w korku, w którym i ja stoję. Piosnką jest Autystyczny zespołu Luxtorpeda. Litza w niej śpiewa i gra na wieśle (wole jego granie w KNŻ - też byłem na koncercie w Toruniu, ale obyło się nań bez wywiadu). Zapraszam do odsłuchu!
 
W następnym wpisie przedstawie zestaw ćwiczeń dzięki którym będziemy mieli ręce silne jak młody cygan. W nomenklaturze międzynarodowej: Young gipsy's hands.

środa, 5 września 2012

Posiłki zmianowe

"Dobry Djenie" odrzekł administrator blogaska Paweł. Dzisiejszy odcinek, jak sam tytuł wskazuje nie będzie opowiadał o tym jak potrzebne jest wsparcie osób trzecich podczas pracy na zmiany. Bo przecież to oczywiste, że będzie on opowiadał o kulinariach i szeroko pojętym gotowaniu, gdyż nie od dziś wiadomo, że jestem ajatollahem patelni (tej metalowej... tej na której się smaży, a jak ktoś pomyślał coś innego ten świnia).
Geneza tego posta jest prosta: onegdaj, po postoju remontowym uruchamiała się pewna największa fabryka w Europie, bez której nie nosilibyście ciepłych polarów i nie pili Pepsi z plastikowych butelek. Fabryka ta była na tyle delikatna, że wymagała całodobowego wsparcia serwisu i tak się dobrze składało, że ja wraz z kumplem byliśmy tym serwisem. Przez kolejne 4 dni na zmianę, po 12h czuwaliśmy nad uruchomieniem fabryki. Mówiąc ogólnie trzymaliśmy rękę na ramieniu (niczym chrzestny na bierzmowaniu) operatorów, aby wszystko przebiegło gładko. Przebiegało tak gładko, że obejrzałem kilkanaście filmów, przeszedłem Diablo 2 ludzikiem z Contry (tym blondynem). Ale przecież nie samym przechodzeniem Diablo 2 człowiek żyje, trzeba również coś zjeść. W lodówce coś tam było, ale kompletnie nie spełniało wymogów feng szui wg. moich kulinarnych kryteriów. Dlategoż udałem się do pewnego supermarketu i kupiłem następujące składniki aby przygotować:

.... dramatyczna pauza...
... werble ...
-=Posiłek zmianowy=-
Do którego przyrządzenia potrzebne nam będą:
1 paczka "warzyw na patelnię Hortexu" (ale bez udziwniaczy, te z kartofelkami, brokułami, dużą ilością marchewki, bardzo małą ilością kukurydzy!!, cebulą i papryką)
30 deko piersi z kurczaka
źdźbła przypraw
oliwa z oliwek
musztarda
Robimy to tak (albo prosimy misia żeby zrobił to za nas):  
Marynata i pierś: Do marynaty przyda się jakaś miska, bo przecież w rękach tego nie ukręcimy (jeżeli ktoś ma ręke jak koszykarz/ginekolog [JA!] to ukręci marynatę w ręku). Do tej miski/ręki wlewamy parę łyżek oliwy, 2 łyżeczki musztardy (najlepiej tej z ziarenkami), sól pieprz, jakieś zioła prowansalskie. Pierś z kurczaka kroimy na kawałeczki i wrzucamy do marynaty (im dłużej tym lepiej. może być nawet na 10 minut, byle by się mięcho obkleiło smarkami z marynaty).
Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy namoczone mięcho. Krótka piłka, bo się spali. 3 minutki z jednej strony, 2 minutki z drugiej. Można potem pod przykrywką na małym ogniu poddusić. Wyciągamy mięsko na tależ, ażeby przygotować....
Warzywka: Robimy z przepisu z paczki (ciężko spieprzyć takie warzywa, no chyba że ktoś jest kuchennym leserem). Na patelnię, tą od mięsa (można dolać oliwy), wrzucamy zawartość paczki. Na 4 minuty przed wyłączeniem dosypujemy soli, pieprzu i ziółek prowansalskich. Będzie smakować.
Po zgaszeniu ognia wsypujemy mięsko do warzyw i niech się razem blanszują pod przykryciem. 
WŁALA, gotowe można jeść (ja to jadłem na zimno i pod względem witamin i mięsa daje radę).
Dyrektywy kulturalne: A wiecie, że w Płocku 9 września są fajne koncerty? Np. HEY i Acid Drinkers.. Wiadomo, że jadę. Pożegnanie lata na pełnej szatańskiej kur*ie.  W TV 5 dzień z rzędu usypiają mnie Wszyscy ludzie prezydenta -  to film dobry, ale nie do oglądania w łóżku.

Dziś w TV Cyganki Eduszy (jednak bardziej nazwałbym dzisiejszy odcinek Radiem Cyganki Eduszy) przezacnie nastrojowy kawałek Kapeli Spin Doctors - większość pewnie kojarzy ów zespół ze szlagieru Two Princess (tzn kojarzy ze słuchu, bo często leci to w radiu, a nikt nie zna tytułu tej piosenki). A więc: Spin Doctors - Rosetta Stone (a radio Cyganki dlatego bo do piosenki nie ma teledysku, a na tubie jakieś romantyczne obrazki pod melodie są podstawione)

W następnym wpisie opowiem jak przejść Mario ludzikiem z Contry (tym z ciemnymi włosami, bo blondynem jest trudniej) w lewą stronę.

niedziela, 26 sierpnia 2012

ŚAKF cz.3, Ninja Syndykat Śmierci

Jak komuś się nie chce czytać, to odsyłam z miejsca do TV Cyganki Eduszy na projekcję filmu!

Nieśmiało mówię "dzień dobry". Chyba nastała pora na odświeżenie blogaska (skromne 8 miesięcy niepisania i niebytu). Ale czy muszę się tłumaczyć dlaczego nic nie pisałem? Nie muszę, bo tylko winny się tłumaczy!
W dzisiejszym zwariowanym i krejzolskim wpisie opowiem Wam droga młodzieży o pewnym filmie, który wraz z kolegami zaczęliśmy płodzić w wakacje ubiegłego (acz jak szalonego) roku pańskiego 2011... bo jak da się zauważyć w tytule posta, jest to odcinek ŚAKFu, czyli Śremskiego Akademickiego Kącika Filmowego. Takie 2 małe wydarzenia skłoniły mnie do napisania wpisu:
1. Rocznica 1. klapsa (ale nie kujawskiego) na planie filmu "Ninja Syndykat Śmierci", która przypadła 13 sierpnia;
2. Niedawna wizyta w Śremie pod Poznaniem i wierzcie mi.. w Śremie bez zmian!
3. ...(czyli jednak 3 wydarzenia) skoro wpis o filmie, to MUSI to być kolejna odsłona ŚAKFU.
13 sierpnia 2011 roku zebraliśmy się na sali sportowej, która udawała tajny sztab ONZ w Helsinkach i podziemia klasztoru Szaolin, po nawiezieniu 2 samochodów obładowanych gadżetami i ciuchami 10 sortu.
Pierwsze ujęcie, stoję przebrany w mundur wojskowy, kumpel w garniturze i z przyklejonymi dredami (które kiedyś były jego) i sru.... odklejają mi się wąsy, ujęcie do poprawki. 4 duble później i ujęcie nadaje się do filmu...
...bełkot, bełkot....
13 października stoimy we trójkę pod ruinami dawnej celulozy (która udawała silos atomowy). Jeden kumpel w stroju Nindży (ten na pierwszym planie na plakacie), drugi kumpel w norweskim stroju wojskowym, a ja za kamerą ubrany również odpowiednio obleśnie. Wokół jeżdżą koparki, pracują spychy, rozbierające resztki celulozy i wieje wiatr... a więc dźwięk jest to dupy i trzeba będzie trzaskać dabingi. Ale nie ma dabingów bez porządnej alkoholizacji, więc pomysł mi się podobał... Zdążyłem już umrzeć przed kamerą, jeszcze tylko ujęcie silosa i koniec... ostatni klaps (znowu nie kujawski) na planie!
Pół roku niewolniczej roboty (dabingi, zrobienie muzy, strasznie niewolnicze efekty specjalne) i Grande premiere. Mało co pamiętam, bo przed pokazem wypiłem troszkę za dużo. Tak za dużo, że aż oszczałem sobie glany.... 

Dyrektywy kulturalne: W piątek udaliśmy się na premierę Niezniszczalnych 2. I należałoby przyznać, że ubawiłem się przednio! Film super: flaki, wybuchy, wystrzały, porządna dawka humoru. Zobaczyć w 1 scenie Arnolda, Czaka, Brusa, Sylwka jest kompletnie bezcenne i generuje na twarzy jeden wielki banan! (jak powszechnie wiadomo ja bananów nie jadam, bom uczulon). Film jest genialny, a panowie zdając sobie sprawę  z tego że są w wieku wczesno-emerytalnym robią sobie z tego faktu jaja. Tego wieczora nastąpiła drobna zmiana w definicji 3xK, a więc: Kebab, Kino, KubaLibre (to ostatnie to taki fikołek z rumu, pepsi i limonki, bardzo dobry). Muzycznie polecę wam De-Best-Of Dicka Dale'a - to taki pan który wynalazł riff na gitarze, który Kłentin wykorzystał w napisach początkowych Pulp Fiction - to słynne tydydydydy dy dyyyyyyyy. Wyobraźcie sobie 20 kawałków z takim samym kopem co powyższa piosenka!

Dziś w TV Cyganki Eduszy Nic innego jak tylko premiera na blogasku filmu Ninja Syndyjat Śmierci. Realizacja tego filmu w lekkich statystykach przyprawiłaby niejednego alkoholika o poczucie lekkiej zazdrości, jeżeli idzie o ilość wypitego browara, wódki i wina. Zapraszam do oglądani, przeżywania i komentowania.

Jeżeli komuś się spodobała muzyczka, to kawałki Milo Vsadzicia do odsłuchania TU.

W następnym wpisie (i nie będzie to za kolejne 666 miesięcy) opowiem na jakich zasadach działa kujawska burza, czyli tylko grzmi... Podpowiem, że taka bura ma miejsce po zjedzeniu kebaba z sosem czosnkowym.