
Wszystko zaczęło się zupełnie niepozornie (zupełnie niepozornie jak ziemia w formie płynnej masy), gdy pojechaliśmy z ojcem do pewnego pana, który miał małe pieski. Założenia były proste: mały pies, szczekaczka, która odstraszy cyganów spod bramy. Matka była małym, śmiesznym kundlem: mieszanką jamnika z tysiącem innych ras. Jak wszystkie jamniki była tempa jak but. Plotka głosi, że została wykorzystana przez psa nieznajomej maści. Jak się potem okazało tym nieznajomym psem był aryjski owczarek o blond włosach i kwadratowej szczęce. Dzięki Bogu Ugryź odziedziczył 99,9% cech po swoim nieznajomym tatusiu. Po matce pozostały mu klapnięte uszy i lekko śmieszny kolor sierści. Początkowo po matce miał również głupotę. Gdy wszedł po raz pierwszy do domu zeszczał się pod stół w kuchni. Nie dziwię mu się, stary stół w kuchni był obleśny i te więzienne taborety. Brrr... Potem piesek wyrósł i zaczęło mu odbijać: gdy ktoś podchodził do bramy, to Ugryź przegryzłby się przez bramę i rzucił do gardła gościowi. Było z nim sporo problemów: capnął w dupę listonosza (dosyć mocno), capnął w dupę włefistę z podstawówki (drąc mu nowe spodnie marki Liwajs za pół pensji). Podobno (wg ojca) rozpoznawał rodzine i nie szczekał, albo inaczej: szczekał mniej...
Ugryź miał straszne AD/HD (nie mylić z AC/DC). Cały czas się ruszał i wiercił. Nie zatrzymywał się, nawet gdy stał. Były 2 tryby w których można mu było zrobić zdjęcie:
1. Gdy Ugryź spał,
2. Gdy Ugryź srał. (jedna literka a jaka różnica).
No ale przeskoczmy o jakieś 10 lat, gdy z Ugryzia zrobił się niesamowity ziomek: złagodniał, uczłowieczył się, nawet zmądrzał. Gdy wraz z kumplem wykonywaliśmy pewien rytuał przychodził ładnie, dostał łyk piwa i czipsa i sobie z nami siedział. Jakby mógł pewnie by coś powiedział w temacie. Niesamowicie wyczuwał ludzkie emocje: jak ktoś był wesoły i ładnie ubrany (tak wyjściowo), to skakał z radości i brudził wyjściowe ciuszki. Jak ktoś był smutny, to przyłaził i kład głowę na kolanie (przy okazji upaćkał spodnie). Opracował technologię otwierania drzwi i wchodzenia do piwnicy. Miał wiele, wiele pomysłów. Raz pomógł mi kleić model (czyli podeptał go).
Na koniec anegdota, których pewno są setki: poszliśmy sobie nad jezioro. Nad brzegiem siedziało dwóch rybaków. Ugryź nie za bardzo lubił rybaków. Powiedziałem mu: Ugryź, zachowój się wśród ludzi. No i posłuchał. Bezszelestnie wszedł między rybaków i zrobił przeogromną kupę. Rybacy nawet nie zauważyli psa. Możliwe, że poczuli po jakimś czasie. A gdy zdechł ryczałem około 2 dni. A ja żadko ryczę. Ostatni raz ryczałem, gdy ryczałem po raz ostatni. Reasumując: to był koleś...
Dziś Doktora już nie ma, jest atomowy pies Nuka, do którego pomimo 2 lat w domu się przyzwyczajam.
Na pierwszym zdjęciu widzimy jak kolega, panicz Jędrek ze Śremu (z którym się widzimy w piątek, szóstego) próbuje upoić Ugryzia. Jak wiadomo alkohol największym wrogiem każdego psa. Zapewne po przeczytaniu powyższego podprogowego tekstu naszła was ochota na wódkę marki Sobyesky...
Ugryź miał straszne AD/HD (nie mylić z AC/DC). Cały czas się ruszał i wiercił. Nie zatrzymywał się, nawet gdy stał. Były 2 tryby w których można mu było zrobić zdjęcie:
1. Gdy Ugryź spał,
2. Gdy Ugryź srał. (jedna literka a jaka różnica).
No ale przeskoczmy o jakieś 10 lat, gdy z Ugryzia zrobił się niesamowity ziomek: złagodniał, uczłowieczył się, nawet zmądrzał. Gdy wraz z kumplem wykonywaliśmy pewien rytuał przychodził ładnie, dostał łyk piwa i czipsa i sobie z nami siedział. Jakby mógł pewnie by coś powiedział w temacie. Niesamowicie wyczuwał ludzkie emocje: jak ktoś był wesoły i ładnie ubrany (tak wyjściowo), to skakał z radości i brudził wyjściowe ciuszki. Jak ktoś był smutny, to przyłaził i kład głowę na kolanie (przy okazji upaćkał spodnie). Opracował technologię otwierania drzwi i wchodzenia do piwnicy. Miał wiele, wiele pomysłów. Raz pomógł mi kleić model (czyli podeptał go).
Na koniec anegdota, których pewno są setki: poszliśmy sobie nad jezioro. Nad brzegiem siedziało dwóch rybaków. Ugryź nie za bardzo lubił rybaków. Powiedziałem mu: Ugryź, zachowój się wśród ludzi. No i posłuchał. Bezszelestnie wszedł między rybaków i zrobił przeogromną kupę. Rybacy nawet nie zauważyli psa. Możliwe, że poczuli po jakimś czasie. A gdy zdechł ryczałem około 2 dni. A ja żadko ryczę. Ostatni raz ryczałem, gdy ryczałem po raz ostatni. Reasumując: to był koleś...
Dziś Doktora już nie ma, jest atomowy pies Nuka, do którego pomimo 2 lat w domu się przyzwyczajam.
Na pierwszym zdjęciu widzimy jak kolega, panicz Jędrek ze Śremu (z którym się widzimy w piątek, szóstego) próbuje upoić Ugryzia. Jak wiadomo alkohol największym wrogiem każdego psa. Zapewne po przeczytaniu powyższego podprogowego tekstu naszła was ochota na wódkę marki Sobyesky...
Dyrektywy kulturalne: brak... albo nie: kończę dyżur, sa sa sa!
Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka klasyk z tytułem brzmiącym jak prikaz dla psa: Status Quo - Roll over lay Down. Jest klawa, rytmiczna, do samochodu i ma klawy bridź. Zapraszam.
W następnym wpisie opowiem o wpływie monsunów na gospodarkę świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz