poniedziałek, 26 października 2009

Na żywo z Bagdadu, czyli nieodkryte pokłady Bromu.

Witam państwa jak najmocniej. W dzisiejszym odcinku opowiem o pierwszym tygodniu Ancient Ninja Diety wymyślonej przez mnichów tybetańskich. Celem tej diety jest wyzbycie się przeze mnie niefajnego nawyku Człowieka Rury (czyli szybkiego przelotu pokarmu przez me kiszki). Już założenia diety były zatrważające: zero cukru, zero białego pieczywa i mąki, zero piwa (aghhh!!!). Dobrze, że mogę jeść mięso (bez tego to bym się tylko położył w trumnie i czekał na koniec).
Znacie pewnie takie niefajne uczucie, gdy coś za wami chodzi, trzęsą wam się rączki, a po zjedzeniu czekolady z okienkiem wszystko przechodzi jak ręką odjął? No i teraz ktoś zabiera wam i czekoladę i okienko... i tak przez 7 dni bez słodkiego? A jeszcze kolejne 21 dni przede mną.
Troszkę podchodziłem do tego jak kobieta w ciąży, a więc, że wszyscy w koło będą mnie wspierać i jako tako pomagać. A więc: pierwszego bezcukrowego dnia, po powrocie do domu czeka na mnie pączek z dżemem (a jak się tatuś dowiedział, że nie jadam takich rzeczy to się zdziwił i powiedział, że nie wie). W domu w schowku na słodkie zazwyczaj szerszenie mają gniazdo lub nietoperze zapadają w sen zimowy, nagle znalazło się od groma cukierków i ciastek. Na szkoleniu w Toruniu (czyli mieście, w którym Kopernik spotkał Andersena) w przerwach mogłem napić się jedynie słodkiego soku i zagryźć przeróżnymi słodkościami (dziękuję Ci Siemens za wsparcie). W telewizji widzę jak ktoś je coś słodkiego.. I mnie skręca. Słodkie lekko relaksowało, znieczulało. Teraz wszystko działa na mnie jak czynnik podkurwiający. Dobrze, że do diety przystąpiłem już jako Nowy Lepszy Paweł i nie eksploduję nazbyt często i cały gniew zaciągam do środka, a wypuszczam (nie mylić z popuszczam) na próbie. Jak powiedziałaby Izabela Trojanowska z Klanu (ta od Podaj Cegłę): Wszyscy zmówiliście się przeciw mnie. Albo boski i świętej pamięci Waldemar Goszcz: Ja tu węszę jakiś spisek.
Na koniec zostaje piwo: a że pora już nie ta na picie piwa, to piję wódkę (udanie inaugurując porę wódki). Wódka to też niezły substytut. Tylko zapijanie jej gorzką herbatą nie jest za fajne (ale fajnie się zagryza ogóreczkiem).
Brak cukru powoduje w moim organiźmie potajemną produkcję bromu (brom wygląda jak na zdjęciu, a jego nazwa to Br). A co powoduje Brom to sami wiecie? A myślałem, żem na Brom odpornym, żem krzyżówka człowieka z królikiem wielkanocnym. No cóż...
A co ja będę pił za tydzień w pierwszej nieopisanej i nie odkrytej dotąd dawnej stolicy Polski? (podpowiem, że chodzi o Śrem). Miejsca, gdzie każdy ma tytuł szlachecki, Centrum Polskiej Sztuki i kolebce Akademickiego Kącika Filmowego? Odpowiedź jest jedna i słuszna: Wódkę (i nie zapiję jej Pepsi Light, bo jest ona obleśna).

Dyrektywy kulturalne: film Moon. (właśnie ten). Hołd na sci-fi lat '80 i klimacik nie z tej ziemii. Super muzyka i super wszystko. Mimo, że nic się w nim nie dzieje oglądałem go z lekko rozdziawionym ryjem. Muzyczka nie przeszkadzająca w odbiorze i ultra dobra. Daję 11 na 10. Aha: nie zasnąłem na filmie (co dobrze świadczy i jest jakby zapowiedzią kolejnego odcinka ŚAKFu). Creed wydał nową płytę - po iluśtam latach się zreaktywowali w klasycznym, niczym pozycja klasyczna składzie. Może nie jest to My own prison, ale Pejsi będzie miał przy czym spać....

Dziś w TV Cyganki Eduszy Polscy Ojcowie Infantylnego Tekstu i Wypas Muzy, czyli Turbo - Kawaleria Szatana - Kawaleria Szatana cz. II - obleśny pan Kupczyk, zakazana morda pan Hoffman i jacyś młodzi pomagierzy, A refren to ja rozumiałem zupełnie inaczej... Zapraszam!


W następnym wpisie przedstawię dietę opartą na psim żarciu.

Brak komentarzy: