czwartek, 30 września 2010

Z poradnika przewoźnika

Dzisiejszy zamykający miesiąc wpis opowie pewne historie na pewne tematy i obali pewne mity i pewne stereotypy na temat frapujący mnie od eonów: czy kierowcy BMW to na serio debile?
Jak to jest, że w Polsce kierowca BMW to potencjalny prostak, posiadacz dresu z trzema paskami (zapasowy, czwarty pasek w bagażniku)? Dlaczego jak przejeżdża BMW przez wieś/osadę to słychać głośne YMC YMC YMC nabijane na tempo 145 uderzeń na minutę (oraz rozklekotane zawieszenie, dające o sobie znać na każdej dziurze)? Ale jak to, jak to, po co to?
Zacznijmy od genezy mojego posta: jakieś 10 a może 15 lat temu odrzekłem: nowe BeeMki to wioska, jeżdżą nimi dekle i dresy. Prawdziwa BeeMka to 20 kilkuletni rekin... Minęło 15 lat, a ja jeżdżę nowym dwunastoletnim nie-rekinem. Odpowiedź dlaczego jeżdżę BMW jest tutaj. A teraz odpowiedzi:
IQ67 - czyli samochód dla dekla i dresa. No tak się utarło, że na wioskach młodzież wozi się swoimi Bolidami Młodzieży Wiejskiej - sypiącymi się klocami z rozwalonym zawieszeniem i płytami CD podwieszonymi pod lusterkiem. Seria kawałów i anegdot: Beemka powinna być tak szeroka, żeby można było położyć zimne łokcie po obydwu stronach, jednak nie aż tak wąska, ponieważ nie zmieści się na tylniej szybie napis: Pjonier lub Elpajn... I moja ulubiona anegdota: Jak zrobić sałatkę z buraków? Wystarczy wrzucić granat do BMW... Jak pewien pan z mojej poprzedniej pracy dowiedział się, że kupuję BMW to odpowiedział z oburzeniem: BMW to samochody żołnierzy mafii. Opadła mi wówczas kopara.
Co roku w Toruniu (w okolicach lipca) organizowane są zloty miłośników BMW, na których można sobie pooglądać dupeczki i przy okazji BeeMki. Na tych zlotach znajdą się zapewne posiadacze ilorazu inteligencji równego rozmiarowi mojego buta (kilka lat temu, na zlocie ziomek robiąc bączki potrącił i zabił parę osób). Pewnie znajdą się również posiadacze zacnych starych Bum, co najzwyczajniej popodziwiać nowe Bumy, popatrzeć na dupeczki i pokręcić głową na debili w dresach.
...ale jak mijają się 2 Bumy, to ich właściciele podziwiają swoje cacka, puszczają się nawzajem. na skrzyżowaniach, mówią trzynastozgłoskowcem. Czy kierowca malucha zwraca uwagę na innego malucha? Czy kierowca Opla astry podnieca się przejeżdżającym obok Opelkiem? Odpowiedź jest jak najbardziej słuszna i pewna: chyba nie...
Jak to w każdej subkulturze są ludzie mądrzy i debile, myśliciele i przywódcy. Ci ostatni jako wyjątki potwierdzają normę. Nie ma się co oszukiwać: ksiądz pedofil - skandal, kompozytor pedofil - skandal, lekarz łapówkarz - norma, posiadacz BMW dres i debil - norma. Nic to, lecę wyprasować dres i zamówić naklejkę Blaupunkt na Allegro.

Dyrektywy kulturalne: Jutro wizyta w Łodzi na międzynarodowym festiwalu komiksu. Będzie festiwal i będą komiksy. Przyjedzie zapewne wiele znanych osobistości ze świata komiksu i okolic. Przy okazji należałoby odwiedzić muzeum Studia filmowego Semafor (ci od kubusia Puszapka i gejowatego pingwinka Pik-Poka). Fotorelacja i opinie przechodniów wkrótce.

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka, pozdrowienie dla wszystkich, którzy twierdzą, że BMW to samochody żołnierzy mafii, czyli Overkill z piosenką Fuck You w wersji lajf. Zapraszam i pozdrawiam.

W następnym wpisie udowodnię, że 7 sakramentów niczym nie różni się od 7 grzechów...

sobota, 25 września 2010

Zamknięte gardło

Od razu się wytłumaczę za zdjęcie. Nie jest na temat, ale za to jest przeklawe. Każda wieś i osada chciałaby mieć taką drużynę. Obroniłaby nas przed złem wszelakim, a rzezimieszek odzyskał skradzione dobra.
Tytuł dzisiejszego odcinka jest luźną wariacją tytułu pewnego klasycznego filmu dla dorosłych z późnych lat '70. Nie wiem, nie widziałem, za młody jestem, znam tytuł jedynie. Dzisiejszy zwariowany wpis opowie historię na moją nietolerancję na wszystko co niejadalne (czyli nie-mięso).
No to: zabawna i krótka historia. Wyobraźcie sobie, że siedzimy sobie w sfinksie, jemy mięso, a Miś dodatkowo do mięsa w swoim szalonym daniu miał jeszcze makaron i potajemnie-do-otrucia-mnie-dosypane grzyby. Skubnąłem wiązkę makaronu z mięsem. Żuję, żuję, pyk, impuls... Poczułem smak grzybów. Gardło instynktownie zamknęło się na amen i nie przepuściło dalej jedzenia. Przemieliłem jedzenie i z trudem połknąłem. System anty-nie-mięsny działa poprawnie i alarmuje w kryzysowych sytuacjach. A dlaczego nie grzyby? Podobno grzyby to takie coś, co nie jest wcale, a wcale trawione przez ludzki organizm. Na nic biednym ludziom grzybki w occie, grzybki w paszczecie za 1,10zł. No i teraz taki kawał mi się przypomniał. Ostrzegam, że jest to kawał o bardzo wysokich wartościach kulturalnych:
Przychodzi baba do lekarza:
- Panie doktorze, jem śliwki, wysrywam śliwki; a lekarz na to:
- To niech pani je gówno, to wykupczy gówno.
Zamiast słowa śliwki wstawiamy grzyby i kawał staje się słuszny naukowo. A na co jeszcze działa moje zamknięte gardło? Na słynne już półprodukty: w złym miejscu użyty groszek, koperek, paprykę, jajko, sałatę... i wiele wiele innych niejadalnych w złym miejscu i czasie. To chyba koniec mojego wywodu na temat jednego z wielu systemów obronnych mojego organizmu (jest jeszcze system: pedale się nie piję tej kolejki wódki, system nie jadam tego, bo po tym mam rurę i system nie gadam z nim, bo jest debilem). A czego wy nie jadacie, a przed czym wy macie systemy obronne? Piszcie, dzwońcie, esemesujcie, wysyłajcie gołębie pocztowe...

Dyrektywy kulturalne: Sławno, niesławny film Maczeta niestety nie zachwycił. Parę scenek z trejlera, parę klasycznych z miejsca tekstów, parę par cycków ... nic poza tem. Obejrzyjcie lepiej trejler, zarówno ten stary i ten nowy. Od strony muzycznej również nic ciekawego: w radiu te same piosenki, w łinampie plejlista sprzed miesiąca. W kinie również na przemian odgrywany jest kał i stolec. Wrzesień... jesień.... po prosru kulturalne rozwolnienie. Jako, że dzisiaj dość często mówię o defekacji, to kończę post.

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka, która właśnie sobie leci w łinampie, czyli Acid Drinker i jakaś pani w piosence Love Shack. Zapraszam do odsłuchu i odglądui.




A w następnym wpisie opowiem co najlepsze jest gdy na ulicy zaczepia cię pan....

wtorek, 14 września 2010

Piwnica pod baranami

Witam serdecznie wszystkie grzeczne dzieci, w lekko zapuszczonym (tak lekko zapuszczonym jak zarost Pana Kleksa) blogasku. Nie pisałem bo nie miałem o czym, a tak na serio to nie miałem czasu kiedy. Minimalne NOT!
Jak widać za naszymi nieumytymi oknami, wielkimi krokami, w swoich okutych glanach kroczy powolutku Pani Jesień (zasadniczo to pani jesień, bo nie lubię jesieni), aby ostatecznie stanąć nam na klatach i zarazić katarem. W robocie już 2 osoby pociągają nosem i wycierają smarki w firmowy polar. Człowiek nie pisze nic od miesiąca, a nadal posiada dar schodzenia z tematu. No to: jesień idzie, wszyscy smarczą. A gdy robi się zimno, to co człowiek robi żeby się ogrzać? Oczywiście, że kładzie się obok pustych butelek po piwie przy drzwiach na korytarzu, mając na sobie laczki z 4 paskami (niczym Błażej ze zdjęcia- kuzyn mojego kolegi Dominika). Na serio: odstawia piwo i sięga po wódkę (np. tu). Idzie odnaleźć pewną analogię co do mojego tytułu wpisu i zdjęcia: pan Błażej żegna się z porą piwną i obok symbolizujących ów koniec pustych butelek przystaje na chwilę i popada w zadumę.
Czy pamiętacie swoją przygodę z piwem? Nie mówię o tej przygodzie z wczoraj, czy z ostatniego łikendu (oj tak, łikendu, którego mgliście pamiętam), a o pierwszej przygodzie z piwem? Takim rozdziewiczeniu się butelką piwa? To będzie moja krótka historia o piwie i o tym jak się rozdziewiczałem.
Wstęp do Dziadów: Bo ja swego czasu byłem niezłym plackiem i nie sięgałem po żadne nic. Szczytem ekstrawagancji i spontaniczności było kupienie paczki Lejsów w innym sklepie niż zwykle. A już szaleństwem było znalezienie w niej krążka z Gwiezdnych Wojen (i te krążki gromadziłem).
Rozwinięcie: Piwa to próbowałem a to od mamy, a to od taty, a to od braty. Zawsze po posmakowaniu pytałem: jak wy możecie pić takie świństwo? (ale był ze mnie fool). W którejśtam klasie podstawówki, na obozie sportowym wypiło mi się jakieś piwo (nadal obleśne w smaku), aby nie wyjść na frajera, którym i tak zapewne byłem. Pod koniec podstawówki nastał okres przedtechnikowy, z pewnym kolegą Janem pojechaliśmy w plener (na zamek krzyżacki nieopodal) i w ramach opicia końca podstawówki kupiliśmy sobie po Wareczce Strąk ... bo podobno jest słodka i nie smakuje jak pomyje. Była słodka i nie smakowała jak pomyje, a kolega Jasiek po konsumpcji wskrobał się na wieżę ruin zamku i wybekał sławetne już: MYNTON! (pamiętacie taką reklamę myntona, co koleś krzyczy mynton?). tacy byliśmy podchmieleni i zwariowani. Następnie długo długo nic i na jakimś obozie sportowym otrzymałem Tatrę. Po łyczku nadal uważałem, że piwo to jakaś pomyłka i nasypałem do puszki od groma cukru. I tutaj materiały do następnego odcinka Pogromców Mitów: czy Tatra z cukrem się pieni? Odpowiedź we wrześniowych odcinkach, a podpowiedź już teraz: jak diabli! 67% piwa zładowało na podłodze.
Rozkwit: Jakoś w trzech czwartych technikum, albo 4/5 zacząłem sięgać z kolegą po pewne bardzo tanie piwo z Reala (Pilsener i jeszcze lepszy Pilsener Strong), bo wiadomo, było tanie i jeszcze-nie-wówczas dobre. Magicznym upiększaczem i dodatkiem chemicznym E666 był sok imbirowy. Browar wchodził jak nigdy, w smaku przypominał smak plomby dentystycznej. Ehh, to były czasy, to był
Pogański Obyczaj. Imałem się różnych piw w poszukiwaniu smaaku i aromaaatu. Powolutku odstawiałem sok imbirowy, zastępując go rosnącą mocą piwa.
Dziecko poszło na studia i ......

koniec części 1.

Dyrektywy kulturalne: Koniec wakacji, powrót do roboty. Po urlopie już wspomnienie, (koncert Habakuka i Leniwca - YES!) smutno się robi za oknem, na siłowni reaktywacja z przyjaciółmi z siłowni. Do posłuchania polecę płytę zespołu Acid Drinkers o tytule: Fishdick Tzwei. A na niej wiele ciekawych kołwerów, np: Ring of Fire, Hit the road Jack, czy super klawe Love Shack. W kinie Niezniszczalni (porządne pranie po ryjach i obsada spod znaku Action's Eleven). Miś w słonecznej Espanii zbiera dla mnie kamyki z Jeleniej Góry... nuda.

A w TV Cyganki Eduszy zapowiedziana w dziale kulturalnym piosenka Love Shack. Oryginalnie śpiewał to The B52's, ale ta wersja jest klawsza. Zapraszam do tupania nogą do rytmu.

A w następnym wpisie dla zmyły opowiem o technice robienia szpagatu w celu odwrócenia uwagi od naszej niewiedzy.