Witam wszystkich serdecznie. W dzisiejszym odcinku trzech najlepszych przyjaciół przyjrzymy się trzem przyjaciołom (aktorom) o przeróżnej aparycji, których cechą wspólną i szczególną jest taka sama gra aktorska, niezależnie czy grają to w komedii, horrorze, czy gang bangu. Dzisiaj nawet zrobię lekką hierarchię, czyli drewno i anty-drewno. A więc zaczynamy:
Clint Eastwood - bożyszcze nastolatek, ze wskazaniem, że dziś te nastolatki mają już wnuczki. Zaczynał w filmach o jakimś krokodylu (jakaś tandeta w stylu Fredki z kosmosu lub też Atak atomowych ludzi grzybów). Potem zagrał w dolarowej trylogii Serdżio Leone i stał się gwiazdą.... ale tylko westernów. Każdy kto go obsadzał do swojego filmu widział go jako bezimiennego z trylogii Leone. Wystarczyło mu tylko założyć kapelusz, w usta włożyć fajkę (lub też jakąś imitację fajki dla przycięcia kosztów), a przez łeb przełożyć koc z dziurą. (też chciałem mieć koc z dziurą, chyba to się ponczo nazywa, no i wziąłem koc i zrobiłem w nim dziurę. Miałem z 7 lat, mało wiedziałem o świecie i finalnie dostałem w tyte za ów koc). Różnej jakości były inne westerny. Potem zagrał Harrego Callahana, zwanego Brudnym (wyglądał na lekkiego niechluja). Potem wziął się za reżyserkę i za pisanie muzyki (jest niezłym dżezmenem i gra na fortepianie). Przy okazji nakosił tony Oskarów (np. doliniarski Za wszelką cenę). A te oskary, jak się zapewnę domyśliliście nie za aktorstwo, a za reżyserstwo. A co w nim takiego drewnianego? Lekko uniesiona prawa część facjaty, skwaszona mina i ton głosu reprezentujący wieczną ripostę. Nadużywa słowa Pysznie w wielu filmach no i za dużo nie mówi. Granie w komediach mu nie wychodzi, ale swoją 666% i ciętą ripostą zabija. Niezły z niego dziadzina, w filmach już niestety nie zagra, ale ostatni Gran Turino z jego featuringiem był świetny. Niczym wystawiając komentarz na Allegro rzeknę: polecam tego aktora. Arnold Schwarzenegger - czyli Dąb (Bartek) z Austrii. I jak widzimy na zdjęciu Arnold śladami innego Austryjaka lubi sobie czasem zamówić i chlapnąć 5 piw. Arnold zanim przykoksował pogrywał sobie w tenisa ziemnego (pewnie marzył mu się Wielki (P)Tenis), potem przykoksował, zdobywał 5 krotnie tytuł Myster Olimpia (takie jakby MŚ w koksowaniu) i pare razy Myster Olimpia (podobnież). Te wszystkie puchary za zajęcie pierwszego miejsca zdobył już w Ameryce. Potem grywał w jakichś kaszaniastych serialach (zazwyczaj oprychów), min. w Ulicach San Francisko (tam grał ten młodszy Daglas, Majkel Daglas). Potem zagrał w porażce Hercules w NY. Film był tak zły, że Arnolda zdabingowali. Może ze względu na jego koszmarnie beznadziejny akcent (który zajebiście idzie parodiować i w wielu sytuacjach to wykorzystuję). Potem zagrał w Onanie Barbarzyńcy - kult filmie z wyjechaną muzyką Basila Papakopulosa. Potem i niestety, niestety zrobił drugiego Conana i Czerwoną Sonię (jakby Conana III). Aż wreszcie wypowiedział swoje życiowe 32 zdania (tak) w Terminatorze. Oczywiście kult filmie. Po terminatorze zagrał w innym -orze, czyli Predatorze (kult nad kulty, z kult muzą Alana Silvestri). Potem odnotował drugiego Terminatora, mega jajcarskie Prawdziwe Kłamstrwa i na koniec nawet miły Szósty dzień. A reszta filmów? Były dobre, ale nie aż tak dobre, jak te wymienione. Może poza Bohaterem Ostatniej Akcji (bo tytułową piosenkę napisało ACCA DACCA?). Cóż jest takiego drewnianego w tym aktorze? Wiadomo: postura, kawał z niego kloca drewna. Następnież: jak już napomkłem - koszmarrrny niemiecki akcent w wypowiadanych po angielsku słowach... może on mówi po niemiecku, ale tak żeby brzmiało jak angielski. Do dziś przecież w gronie znajomych krzyczymy do siebie: Get tu de czoopaaaaa!!! lub Dem yt Koehegen, give this pipul eaaaaa!! albo Lets giet ałt of hie yts deńdzerys!!... Klasyka sama w sobie, zwana również z angielska Instant Classic. Kolejnym atutem drewniactwa są szeroko pojęte One linery, czyli cięte riposty (zazwyczaj wypowiadane po tym jak kogoś Arnold ubił): jeszcze tu wrócę, stick around (powiedział to do kolesia nabitego na pal), i'll give You a hand (po tym jak uwalił kolesiowi maczetą rękę). Co dziś robi Arnold? Gubernatoruje sobie w słonecznej Kaliforni i radzi ze światowym kryzysem... Paweł Małaszyński - zdecydowanie anty-drewno. Tak beznadziejnego aktora polskiego dawno nie widziałem. Na pudelku zupełnie przypadkiem (jasssne), że jest on bardzo utalentowany. Chyba nie aktorsko a manualnie (potrafi malować słoneczniki Van Gogha stopami). Nie wiem jak zaczynał, nie wiem jak skończy (a może powinienem mu wywróżyć). Wiem jedno: niezależnie kogo gra (czy to polskiego szpiega przebranego za hitlerowca, czy to kolesia co mu zabili laskę, czy to geja-dresa albo dresa-geja), to robi to z wielką beznadzieją. Na twarzy ma ten sam grymas niepuszczonego od tygodnia bąka i mówi jakoś tak niewyraźnie (albo to ja niczym co drugi nastolatek mam niedosłuch). Nie trawię go. Spójrzcie na wstawione zdjęcie: Mętne kakaowe oko i ten perski grymas zamaskowany bródką. Brrr...
A specjalne wyróżnienie otrzymuje Rocco (sami wiecie jaki Rocco), który w każdym filmie gra tak samo i wymawia jedną słynną frazę: You Do!!. Paniom robi takie rzeczy, że jakbym jakiejś zaproponował, to co on robi to bym pewnie dostał strzała w pysk od niej (tego negatywnego).
Dziś w TV Cyganki Eduszy klasyka Ramosnóworaz lekki hołdzik dla gubernatora Kaliforni, czyli: California Sun. Oraz, żeby nie było za słodko, lekko doliniarski w tonie, aczkolwiek bardzo klawy kawałek Soul Asylum - Misery. Zapraszam.
W następnym odcinku przedstawię zasady gry w rozbieranego-alko-chińczyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz