sobota, 12 grudnia 2009

Sennik Doktora Moreau

Witam wszystkich serdecznie w porannym i skoro świt szalonym wpisie, relacjonującym to co działo się w nocy.,,, bo w nocy, jak w każdym katolickim domu się śpi!! Ale przed snem, wraz z kolegą Ronem, urządziliśmy sobie Wieczorny Kącik Konesera (sławetne i umieszczone już w Wikipedii WKK). I na tym kąciku zaprawiłem się znacznie. Przyszedłszy do domu, przywitałem się z rodzicami (chyba po gruzińsku, bo powiedziałem coś w stylu Szybszyszybry). Jednak rodzice nie gęsi i mieli z sąsiadami swoje własne WKK i odpowiedzieli mi również po gruzińsku. (symboliczne zejście z tematu). No ale wchodząc do tematu: rzuciłem szmaty na fotel i poszedłem spać. I teraz zaczyna się zabawa, bo przyśniło mi się coś fajnego: ...
Jeszcze poświęciłem całe, cenne 43 sekundy na obejrzenie walki Pudziana z Nejmanem na jutubie.... i możemy zaczynać:
No i mi się zaczęło śnić. Jakby równolegle dziejące się dwie historie: Pierwsza to przybycie kosmitów na Ziemię (oczywiście wylądowali w stanach, a przydentem stanów był aktor ze zdjęcia Peter Cromwell). Druga historia to opowieść mrożąca krew w żyłach... Pewnego jesiennego dnia wraz z kolegą, którego niestety nie rozpoznaję (wyglądał jak Roger Moore w latach świetności i w berecie), wybraliśmy się pozwiedzać bunkry. To się dobrze składa, bo pareset metrów od mojego domu jest sporo bunkrów i rowów przeciwpancernych, jest jeszcze XIX wieczny opuszczony cmentarz niemiecki. (symbliczne zejście z tematu, część II.). Chodzimy sobie po tych bunkrach, wyposażeni w jakieś plecaki i liny (zapewne full profeska). Chodzimy sobie, chodzimy po tych bunkrach, gdy nagle znaleźliśmy właz, wyglądający jak studzienka ściekowa. Otwieramy go, a tam wielka hala fabyczna z jakimiś maszynami i innym ustrojstwem. No to wiadomo, że trzeba się było spuścić na linie, po czym po niej zejść (hy hy hy...) do środka. Zawołałem do przyjaciela Rodżera Mura, aby mi podał przyrząd do spuszczania, gdy... Z jednego włazu wyskoczył kosmita (chyba), a wyglądał jak taki karonowy stand z multikina, czyli wycięty obrys postaci na tekturze. Co ciekawsze był cały biały, no to składając bełkot do kupy: biały tekturowy stand. No i wyskoczył i zabrał nam plecaki i wskoczył do swojej dziury. Nachyliłem się spowrotem do naszego fabrycznego włazu i zakląłem szpetnie: Motyla noga nie wejdziemy do środka. Po czym odwracam się na Rodżera, a on trzyma 2 kieliszki i nalewa Żołądkowej Białej (mniam). Skąd ją miał? Nie wiem... Z włazu wyszedł kosmita, wziął kieliszek i oddał plecak.. I akcja części snu o bunkrach się urywa.
Gdzieś w stanach ląduje statek kosmiczny. Prezydent USA (czyli aktor ze zdjęcia) wita się z kosmitami. Ich statek wygląda jak helikopter wojskowy (coś jak Black Hawk). Wychodzi z niego kosmita (biały tekturowy stand), podchodzi do niego prezydent i wręcza mu nic innego niż 0.7 Żołądkowej Czystej. Kosmita dziękuje i wsiada do statku. Statek wznosi się i odlatuje, a w powietrzu zamienia się w jakiś mega kosmiczny kosmos (robi takiego transformersa jak w filmie Transformers)... Akcja urywa się...
I nagle wyśniwa mi się tajemnicza trzecia część snu. Dzieje się w domu kolegi perkusisty z kapeli Jaha. Jego ojciec pyta się: Jasiek, gdzie masz kimono do Judo? Chciałem sobie potrenować. Jasiek szuka po pokoju i odpowiada: Pożyczyłem kosmitom. Potem była jakaś drobna kłótnia o niepożyczaniu kimon kosmitom i od drzwi rozlega się pukanie. Ojciec Jaha otwiera drzwi, a w nich stoi kosmita i oddaje kimono....
Budze się, szybko ogarniam sen do kupy, żeby go nie zapomnieć. Siadam do kompa i piszę te słowa... Analizując: Kosmici to przyjacielska rasa. Wyglądają niepozornie, jak zwykły, biały, kartonowy stand z multikina. Lubią Żołądkową Czystą. Są przyjacielscy, lecz pożyczają przeróżne przedmioty (plecaki z linami, kimona do Judo). Mają wypas statek kosmiczny co zmienia się w helikopter.
I teraz niech mi to ktoś zintepretuje? Jeden sennik zamówiony na Alegro to stanowczo za mało, aby ogarnąć ten sen. Zapewne mitologia Nordycka to również za mało...
Dyrektywy kulturalne: Przemogłem się i obejrzałem sławno-niesławno-czarnobiały film Rewers. Skończył się, a ja wzruszyłem ramionami. Nijaki, historyjka zwyczajna. Dla mnie mógłby się nazywać Whatevers. Muzycznie: dwie ciepłe i świeżutkie płyty: Street Sweeper Social Club (Tom Morello z Rejdżów i jakiś murzyn, zią na mikrofonie) - mega wypas i powrót do korzeni Rejdżostwa. Polecam. I pyta nr dwa, czyli Wolfmother - Cosmic Egg - przyjemna muzyczka, troszkę U2, troszkę Bitelsów. Miłe.
Dziś w TV Cyganki Eduszy konsekwencja dyrektywy kulturalnej, czyli Street Sweeper Social Club i 100 little curses. Hydrozagadka dla was: z jakiego kultowego filmu w stylu Amerikan Paja kojarzycie aktora w klipie grającego?


A w następnym wpisie opowiem jak wykonać drogocenne klejnoty z kasztanów, metodą zimnej dyfuzji i kwasu rybonukleinowego.

Brak komentarzy: