
dygresja Możecie już odsapnąć, bo post nie będzie opowiadał o moich przeżyciach i przemyśleniach po obejrzeniu filmu Droga (plakat obok). Bo film był tak doliniarski, że zgasiłem go po 20 minutach. Zresztą, gdyby była to recka filmu, to tytuł posta zaczynałby się od skrótu: ŚAKF, czyli Śremski Akademicki Kącik Filmowy. Zapewne w TV Cyganki Eduszy po tak smutnej recenzji tak doliniarskiego filmu znalazłby się teledysk Velvet Revolver - Falling to Peaces. po dygresji
... skręcam w prawo i .... budzę się rano w pościeli z bolącą głową, a ratunkiem na bóle są: multiwitamina i Ibupromik, Pawulonem potocznie zwany. W minioną niedzielę wstałem z wyra, zażyłem zestaw McKac i starałem sobie przypomnieć do czego mógł służyć mi przydrożny biały słupek, który znalazłem w garażu? A po co mi kolejne 2 słupki stojące przed bramą? Odpowiedzią na wszelkie męczące mnie pytania był kompan w zbrodni Ron i współkompan Maciej.
Już 3 raz przytrafia mi się takie coś, że nic nie pamiętam, gdy wychodzę z domu i skręcam w prawo na stację paliw po Niepasteryzację/wódkę. Może to jakaś żyła Uranu, która przebiega wzdłuż chodnika działa na moją niepamięć? A może to, że za każdym razem jak skręcam w prawo jestem nawalony jak szpadel. Z drogi pamiętam tylko migawki: jak onegdaj Ron pił flaszkę z gwinta pod szkołą; jak mistrz porno-sola Jędrek wpadł do rowu melioracyjnego; jak robiłem salto w śnieg, a śniegu wcale nie było; jak przejeżdżała policja, a nasze zacne trio robiło salto w zaspę. Cechą wspólną każdego z przebłysku jest Kasztelan Niepasteryzowany trzymany przeze mnie w prawym ręku i zajebista frajda i ubaw.
Czemu następnego dnia musimy usiąść razem we trójkę i złożyć do kupy wszystkie nasze przebłyski? Poskładać metr po metrze 2km drogi? Więcej w dzisiejszym wpisie znaków zapytania i pytań bez odpowiedzi niż jakichś sensownych treści... Zaczyna mnie niepokoić fakt, że na serio nie umiemy się bawić bez alkoholu. E tam!
Dyrektywy kulturalne: Film Ed Wood Tima Burtona to klawy film, a obejrzany zaraz po tym Sok z Żuka to wspaniały tandem. Muzycznie łinamp podpowiada mi muzyki z filmów Johna Carpentera - takie antisze elektronisze, a ja lubię Antisze Elektronisze. Pewna koleżanka nazwała mnie pan Patyk (pewnie po sobotnim incydencie). Kurde, mam ostatnio same budowlano-inżynieryjne przezwiska: Pan Rura, Pan Patyk, dawno dawno temu: Jeb*ny kabel. Same techniczne nazwy.
Dziś w TV Cyganki Eduszy pocieszna piosenka, która nie raz i nie dwa leciała na imprezie w pokoju 112 w akademiku w Poznaniu. No to : Ramones - Spiderman. Zapraszam do tupania nogą i odliczania wraz z basistą 1..2..3..4!
W następnym wpisie opowiem wam o pomyśle na nowy film pod tytułem Ninja Syndykat Śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz