wtorek, 8 lutego 2011

John The Gypsy - część druga

Dzień dobry wieczór odrzekł stary bosman, który przespał całą imprezę w szafie odzian w sam płaszcz, po którego zapięciu zazwyczaj się klnie szpetnie. Bezobrazkowość posta i jego tytuł świadczą o tym, że będzie on zawierał kolejny nieopublikowany i nieprzeczytany fragment książki Daniellle Steel pod tytułem John The Gypsy. Dzisiaj mój ulubiony fragment rozdziału 5. Lecimy!

Rozdział 5 - piosenka
Drzwi od pokoju akademika bractwa KappaKappaKappa otworzyły się gwałtownie. Wszedł do niego John, rzucił plecak US-Navy obszyty wieloma naszywkami z nazwami znanych heavy-metalowych, amerykańskich zespołów na łóżko. Trajektoria lotu plecaka wskazywała na to, że w 98% szans upadnie on na łóżko. Na nieszczęście plecaka, spadł on na podłogę, której czystość pozostawiała wiele do życzenia. Przy tej podłodze podłoga na dworcu może robić za podłogę w laboratoriach Intela. John widząc fiasko rzutu zaklął szpetnie w duchu ("shit") i kątem oka spojrzał na elektroniczny zegar, który przypominał mu o Alice. Zegar ów wskazywał 10:10 - tak bliską Johnowi godzinę. Tylko przypominał, bo John nie był już z Alice... Gdy plecak dotykał w 75% podłogę do pokoju wtoczyli się Bill (jego współlokator) i Frank Goatzky (zwany potocznie Goat). Bill za niedługi czas obchodził drugą rocznicę związku z Rebbecą. Usiadł przy stole i starał się nie przykleić do brudu na blacie. Za nim Frank zamknął drzwi i swoim plecakiem powtórzył sukces plecaka John'a.
- Panowie, mamy jeszcze 30 minut do wykładów z doktorem Petem Jones'em. Przecież wiecie jak on nie lubi, gdy ktoś spóźnia się na jego zajęcia. - odrzekł stanowczo Bill.
- Chłopaki przyszedłem do was zupełnie bezinteresownie. Dawno was nie widziałem.. - odrzekł z fałszywym uśmiechem Goat, po czym wyjął z plecaka kilka czystych płyt DVD - i chciałbym nagrać trochę filmów...
- Jak zwykle bezinteresownie Goat!? - Odpowiedział pytając Bill - Nie mamy czasu, musimy iść na zajęcia.
- No dobra, nagram kilka płyt i możemy napić się piwa - zaproponował Goat
- Wiesz co Goat? Jesteś Amerykańskim Ojcem Bezinteresowności. - dorzucił John , nachylając się po plecak - Widzę Cię zawsze w naszym pokoju jak chcesz wypalić płyty lub gdy przychodzisz po otwieracz do piwa.
- Ale przecież Miller Lite ma kapsel z gwintem... - dopowiedział Bill
- Nie wtrącaj się Bill, rzecz w tym.. a zresztą, wszyscy wiemy, że wkrótce masz drugą rocznicę z Rebbecą. Tą samą Rebbecą, której wywróżyłem wasz związek. Wiemy również, że jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wszystkim tego życzysz.
- Yyyyyy... Piwa? - Zapytał Bill
W tej samej chwili gdy znak zapytania z wypowiedzianego zdania Billa zawisł w powietrzu otworzyły się drzwi do pokoju. Stanął w nich Andy Veneece, zwany potocznie Andym. Andy pochodził z Teksasu i grał na raz w 3 kapelach coutry. Trójka chłopaków spojrzała na niego i jakby za porozumieniem kiwnęli w jego stronę głowami. Andy bez słowa podszedł do lodówki i wyciągnął chleb tostowy, pociętą mortadelę i keczup i zaczął sobie szykować kanapki.
- Widzę Andy, że zapukałeś do pokoju po teksańsku. - powiedział John
- A jak to jest? - zapytał Goat.
- Najpierw wchodzisz, a potem pukasz. - odpowiedział Bill
Andy sięgał właśnie po słoik keczupu. Spojrzał na etykietę i odrzekł:
- Jeah! Keczup z New Hampshire - najlepszy keczup w całych Stanach...
Minęło 15 minut, chłopakom wyszedł kompletnie z głowy wykład u doktora Pete'a Jones'a. Przymierzali się właśnie do rozpoczęcia drugiego piwa. Goat siedział przy laptopie Billa i zupełnie bezinteresownie nagrywał piątą płytę amerykańskich filmów.
- Trzeci Miller Lite o pojemności 0,33 litra i padnę. Będziecie musieli mnie wsadzić w taksówkę. - z niepokojem odpowiedział Andy - A propos trzeciego piwa, Johnny pożycz mi dwa dolary na trzecie piwo.
- Bez komentarza - odrzekł John.
Obrotowe, skórzane, biurowe krzesło przy którym siedział Goat zaskrzypiało. Frank Goatzky oderwał się od hipnotycznego nagrywania płyt i rzucił chłopakom zagadkę:
- Wiecie jakiej piosenki bym posłuchał? Cały czas chodzi mi po głowie.
- Weź go do buzi Jacka Skubikovskyego. - odpowiedział John sącząc już trzeciego browara.
- Skąd wiedziałeś?... To polska piosenka, którą nucił mi mój wujek z Poland....? - dukał zatkany Frank.
John wzruszył ramionami...
- Druga wróżba. - dorzucił Bill - Jak powiedziała ci onegdaj pewna węgierska cyganka: trzy wróżby i nastąpi koniec świata... Musisz się pilnować!

Dyrektywy kulturalne:
Niedzielny koncert Gulden Life dał bardzo radę. Przesunięcie w fazie spowodowało, że pojechaliśmy na niego w sobotę. Zapewne pan we Włocławskim Domu Kultury anegdotę o szóstce idiotów szukających niedzielnego koncertu opowiadać będzie swoim wnukom. A w sobotę po koncercie, którego nie było maraton w Alko-Lego i ... nie pamiętam. Dziś polecę film: Topór 2. Równie dobry jak część pierwsza - flaki, cycki, sporo śmiechu i większa dawka Tonnyego Todda. Yeah!

Dziś w TV Cyganki Eduszy przeklawa piosenka, która zakańcza film Topór 2. A więc imitacje gitar w postaci rakietek do tenisa w dłoń i gramy!: Overkill - Old School!

W następnym wpisie pokażę sposób na wulkanizację kół samochodowych przy użyciu miski wody i starej rowerowej dętki.

Brak komentarzy: