niedziela, 30 stycznia 2011

Numerologia stosowana

Dzisiejszy post zamykający pierwszy miesiąc i podsumowujący początek (kolejnego) roku szatana 2011 opowie o przeróżnych znakach dawanych nam przez otoczenie. Dawno, dawno temu gdy wracałem do akademika, idąc poznańskim mostem Rocha miałem świetny widok na budynek Politechniki Poznańskiej. Na tym budynku był cyfrowy zegar. Wiele przypadków spojrzenia na ten zegar dawało wynik 22:22. Kiedyż indziej zostając na noc u pewnego misia, który to miś miał okno z akademika na ten sam zegar po przeróżnych czynnościach związanych z przebywaniem na łóżku również lubiłem spojrzeć na ten zegar. Wynik ten sam: 22:22. Niezależnie czy zacząłem te czynności o 22:20 (żart), czy o 20:10 wynik jeden i słuszny: 22:22.
Pół roku temu odnalazłem swoją opaskę, którą nakłada się noworodkom na nadgarstek po urodzeniu. Widniał na niej napis: Paweł M. ur. 29.08.1983 o godz 10:10. Fajne nie? Jak to interpretować? Nie wiem. Ale zapewne jest to jakiś znak, który przyszłe pokolenia Cyganek Edusz rozszyfrują.
Może opowiem o znakach, które spadają na nas w Internecie i pomagają rozwiązać problemy, które wydawać by się mogły bez rozwiązania. Od czytelników blogaska otrzymuję tony mejli (jasssne). Oto niektóre z nich:

Alojzy z Wągrowca pisze:
Droga Cyganko, drogi Pawle. Czytuję twego blogaska regularnie. Twoim słynnym już w Wągrowcu dwukeksem zajada się cała moja rodzina. Przejdę do sedna. Na uczelni z pewną koleżanką toczyliśmy przez 5 lat spór. Lubiliśmy sobie przypisywać pewne ksywy ze słynnych duetów, jednak nie mogliśmy się dogadać co do jednego duetu. Mianowicie: kto jest Pi, a kto Sigmą. I zawsze było tak: koleżanka mawiała, że to ja powinienem być Sigmą, bo Sigma ma wąsy. Ja na to zawsze jej odpowiadałem: Ale przecież kobiety również mają wąsy i brodę, np. kobieta z brodą i wąsami w cyrku? I tak cały czas i bez przerwy. Również po studiach przy alkoholowych libacjach rozdrapywaliśmy ten strup nieporozumienia. Pewnego razu, gdy chciałem dodać komentarz pod jednym z twoich postów, musiałem wypełnić formularz uwierzytelniający (czyli przeklepać teks z obrazka)...
Teraz już wiem kto jest Pi, a kto Sigmą z brodą. Internet zwrócił się do mnie MisterPi, a przecież Internet wie lepiej. Dziękuję Ci Pawle za rozwiązanie tego 5 letniego sporu.

Kleofas z Nowego Dworu pisze:
Drogi Moderatorze Blogaska. Czytuję go od niedawna. Blog twój przepełniony jest dobrą radą i wychwytuje absurdy życia codziennego, jednocześnie bawi się konwencją. Każdy tekst to jawne mruganie oka do czytelnika. Opiszę mój problem: Jestem praktykującym metalem. Słucham najostrzejszych odmian porno-grin-hard-coru. Wyznaję Księcia Ciemności, noszę cały rok glany, przewracam się pod ciężarem naszywek na plecaku kostce... Martwił mnie fakt, że Książę Ciemności nie odpowiadał na moje wołania i modły. Pewnego dnia, czytając twoje szalone wpisy postanowiłem spojrzeć na twój profil. Liczba odwiedzin:
To był znak od Szatana, żebym nie tracił nadziei i nadal słuchał najlepszej muzyki pod słońcem, nie mył włosów i doszywał kolejne naszywki na plecak kostkę. Dziękuje Ci Pawle!

Lucyna ze Świebodzina pisze:
Witam Pawle. Czytuję Twojego blogaska w przerwach w pracy i przyznać muszę, że jest on imponujący. Na drinka typu :D usidliłam mojego ostatniego chłopaka, a teraz męża. Damian (mąż) jest bardzo tradycyjny, a w łóżku wyznaje tylko pozycję klasyczną. Chciałam mu podsunąć jakąś inną pozycję, aby nasze pożycie łóżkowe uczynić bardziej krejzolskim. Gdy czytałam sobie jednego z Twoich wpisików wszedł mąż i spojrzał na licznik odwiedzin blogaska....
Mąż odrzekł: "He He,ale śmieszna cyfra...". Opowiedziałam mu, że jest nawet taka pozycja o nazwie 69, co przykuło jego uwagę i chciał jej spróbować. Od tamtego czasu uprawiamy tylko tą pozycję. Nawet udało mi się zajść w ciążę. Dziękuję Ci Pawle!

Proszę bardzo wszystkim. A teraz ja: co do cholery zrobić z liczbą 22:22, albo 10:10. Pora wstawania i pora chodzenia spać? Jutrzejsze numery w twoim szczęśliwym numerku? Czas pokaże.

Dyrektywy kulturalne: Wróciłem z meczu Anwilu. Horror w 4 odsłonach plus dogrywka. Wygrali, ale chyba jakimś fuksem. Zaraz zasiadam do Zielonego Szerszenia. Jutro opowiem kto zabił. Muzycznie: szufla w łinampie i lista nieodświeżana od miesiąca.

Dziś w TV Cyganki Eduszy pocieszna piosenka, którą widziałem wczoraj w MTVR, skoczna, pocieszna i z golizną. TU wersja z gołą panią i gołym panem. Zapraszam do wspólnego tupania nogą. Zespół The Dandy Warhols, piosenka Bohemian Like You. Nawet w teledysku są podpisy do śpiewania wraz z zespołem. Zapraszam!

W następnym wpisie opowiem wam o moim wyjeździe planowanym na 29 i 30 lutego.

środa, 26 stycznia 2011

Paweł Gessler cz. 3 - Pół Passiec

Dzień dobry. W tym tygodniu Paweł Gessler przebył długą podróż wzdłuż Polski i odwiedził pewną restaurację, oddaloną o 15km od swojego domu. Restauracja ta serwowała przeróżne potrawy kuchni amerykańskiej, a zwłaszcza pizze. A tak na serio: wczoraj musiałem odstawić Longinę do majstra aby spojrzał jej pod spódnicę. Naprawa trwała ponad 2h więc nasza fantastisz czwórka udała się do knajpki El Paso na najbardziej zakazanym, niebezpiecznym i dla-żyjących-na-krawędzi-ludzi deptaku w Polsce: ul. 3 Maja we Włocławku. Końcówka ulicy przypomina ruiny miasta po wojnie atomowej: porozwalane sklepy ("lalala tramwaj wyrzucony z szyn" śpiewały Elektryczne Gitary), powybijane szyby, psie gówna, obleśne kamienice i statystycznie po trzech orzeszków w każdej bramie.
W knajpce było miło, dosyć szałowy wystrój, jakieś zdjęcia, obrazki, ale nie za dużo wszystkiego.. czysto, schludnie, nie tak jak w moim pokoju. Co ciekawsze, na 3 sąsiednich z naszym stolikach leżała kasa na talerzyku. Jak kelner zobaczył, że się rozpłaszczamy to szybko tą kaskę zwinął. Wziąwszy do ręki Menu na drugiej stronie w pysk strzela byk w nazwie (rebus ze zdjęcia). Troszku hamburgerów, troszku Pizz, troszku sałatek, desery ciasta i Kasztelan za 5zł. Ceny nie uderzały po twarzy.
Zamówiłem sobie.... uwaga, uwaga.... sałatkę po Turecku, bo była z kebabem, sałatą lodową, cebularzem, kiszonym ogórem. Aż się sam zdziwiłem, że jem takie coś (może jakieś noworoczne postanowienie, którego nie pamiętam? Nie... miałem dyżur i byłem trzeźwy).
Pierwszy widelec zlądował w moim talerzu. Następny zlądował w talerzu koleżanki (z zasadą zachowania reguły prawej dłoni). Następny u Rona i jego misia. Taki się galimatias i skrzyżowanie rąk zrobił, że w moim serniku znalazła się kukurydza (aghhhh!!) i sos czosnkowy. Przy okazji wydałem Ronowi niedobry koperek i kumpeli ananasa do lodów (fujjjj!! nieprzetworzony ananas!). Osoba postronna powiedziałaby: sysytem antygulaszowy mode - ON.
Sałatka zjedzona, serniczek z sosem czosnkowym i przęsłem kukurydzy zjedzony, ananas wydany. Jakie to jest? Dobre, nie za drogie, troszku za dużo sosu w sałatce mi pływało. Sernik chyba nie był babuni, bo twardawy, a Pepsi jak to Pepsi: Gdy nie ma Pepsi w głowie się pieprzy! Hejjj!!!
W rogu był kącik z zabawkami dla dzieci: dla dziewczynek kuchenka, zlewik, talerze i wałek do robienia ciasta, a dla chłopców stół za którym się siada, Twój Łieknd, który się czyta i papcie, które kobieta podaje mężczyźnie wraz z piwem.... Na ścianie była tablica i kreda. Po zjedzeniu, zapłaceniu i odwiedzeniu kibelka należało napisać:
Dyrektywy kulturalne: A wiecie, że nie wiem? Noworoczny powrót na siłownię zaowocował poprawą kondycji. Już nie zapacam się po wejściu na 3 schodki. W kinie nic ciekawego, w radiu podobnież. Jutro być może grzaniec i jakieś czekoladowe szato. Się zobaczy.

Dziś w TV Cyganki Eduszy sprawca moich naszywek na kurtce i spodenkach. 666% szataństwa upchnięte w 2 minutach i 50 sekundach. Sepultura - Refuse/Resist. Chyba jest to kolejny klasyk, który trzeba umieć grać na gitarze.

W następnym wpisie przedstawię wszystkie piosenki Violetty Villas rozpisane na gitarę.

niedziela, 23 stycznia 2011

Dwukeks z dwupieca

"Dzień dobry" odrzekł Druh Boruch z kujawskim akcentem. Dzisiejszy post sprosta wymaganiom każdego prawdziwego mężczyzny i zahaczać będzie o jedne z najbardziej męskich czynności (zaraz za seksem, pierdzeniem, bekaniem, drapaniem się po jajkach i podnoszeniem ręki, gdy pod pachą śmierdzi.... smacznego). Ostatnie słowo z nawiasu zapewne zepsuło cały suspens i zdradziło czym was dzisiaj uraczę. Uraczę was dzisiaj pewnym przepisem na ciasto, a nawet 2 ciasta, który dawno, dawno temu odkryłem w zakątkach internetu, więc...
... Dobre 5 lat temu, w wakacje o których lepiej nie mówić szlajałem się po domu bez celu i sensu. Czasy były jakie były i wówczas do głowy by mi nie przyszło że będę z powodu tych wakacji chciał zbudować wehikuł czasu i sam sobie nakopać do dupy. Panoszyłem się po domu, panoszyłem, oglądałem kolejne sezony Dżaka Bałera aż znalazłem w szafce jakieś kandyzowane albo suszone owoce. P przerwie między jednym Dżakiem, a drugim na pewnej stronie o gotowaniu znalazłem przepis na keksa. Bo keksa do 24 roku życia znałem tylko z nazwy i z wystawy sklepowej. Zrobiłem keksa, wyszedł przezacny i jak wiadomo najsmaczniejszy był ciepły. Podobno ciepłe ciasta są trujące (tak mówią wszystkie babcie wnukom, które ładują łapki do blachy świeżo co wyjętej z piekarnika). Przepis poniżej:

DwuKeks standardowo (jak na Cygankę przystało) składniki albo "pożyczamy" ze sklepu albo pożyczamy od sąsiada)
80 dag bakalii (priorytetowo rodzyny, jakieś skórki od pomarańczy, kandyzowane owoce i takie kolorowe rzeczy w Realu bakaliami zwane, co się je na wagę kupuje).
25 dag mąki
25 dag margaryny
15 dag cukru
5 jajek
0,5 torebki cukru waniliowego
3 łyżeczki proszku do pieczenia (2 ostatnie składniki obowiązkowo z włocławskiej Delecty)

Preperejszyn:Margaryne kręcimy z cukrem i jajkami wbijanymi stopniowo. Jak to się zmyyyksuje wrzucamy resztę składników. Bakalie najlepiej namoczyć przed wrzuceniem do ciasta. Namaczaczem najlepiej jak jest Rum! Ale nie za dużo bo ciasto będzie tak mocne, że trzeba je będzie zagryzać ogórkiem. Po odsączeniu bakalii posypujemy je mąką aby nie opadły. Robię to za każdym razem a te france i tak opadają.
I teraz najfajniejsza rzecz: ciasta jest tyle, że mieści się w 2 podłużnych foremkach (takich piernikowych). Stąd nazwa dwukeks i przedrostek słynny. Blachy wykładamy papierem i nie trzeba ich smyrać tłuszczem bo samo ciasto jest odpowiednio tłuste. W piekarniku włączamy klimatyzację w postaci termoobiegu i grzejemy go do temperatury 160 stopni. Wrzucamy dwukeks na 45-60 minut i zajadamy póki ciepłe.

Podobno keks im starszy tym lepszy, że jak postoi kilka dób(p) to jest dylyszys. Ale ja lubię żyć na krawędzi i dlatego zawsze jem ciepłego! Polecam i smacznego.
Ostatnią razą jak robiłem keksa ktoś podłożył mi kandyzowanego ananasa. Wszyscy dobrze wiemy, że ananas jest przeobleśny (pachnie jak zapach samochodowy, ma konsystencję starego materaca i tylko ładnie wygląda). Wersja kandyzowana ananasa już tak nie odrzuca i keks nie wylądował w koszu. Po raz kolejny sprawdziła się moja wspaniała teoria o półproduktach: nieprzetworzone - obleśne, przetworzone - znadalne!

Dyrektywy kulturalne: Brak? Albo nie. Alko-Lego... wczoraj graliśmy sobie w zacnym gronie przez dobre parę godzin przy akompaniamencie Grzańca Kujawskiego z przepisu Cioci Agnieszki. Muzycznie polecę wam płytę Megadeth - Rust in Peace Live. Tak jakby płyta Rust in Peace zagrana na żywca z okazji jakiejś tam rocznicy (zapewne okrągłej). Takie same kawałki Megadeth grał w czerwcu w Warszawie (YES!)

Dziś w TV Cyganki Eduszy kolejny klasyk dla uczących się grać na wieśle: KNŻetę - Legenda Ludowa. Podpowiem chwyty: G-Dur, A-Dur, E-Dur i tak w kółko. Pamiętajcie żeby grając robić takie dży dży dży... Zapraszam!

W następnym wpisie postaram się udowodnić, że żółty śnieg jest zjawiskiem atmosferycznym.

czwartek, 13 stycznia 2011

Hipnoza z odświeżaniem o częstotliwości 50Hz

Dobry wieczór serniores i senioritas. W dzisiejszym odcinku opowiem wam o moim zaniepokojeniu, które pojawia się za każdym razem gdy wracam z pracy do domu. Niepokój trwa od jakichś 2 tygodni, gdy Telekompromitacja Polska dołożyła nam pakiet kanałów tematycznych, ale.... (jeszcze się wtrącę na temat zdjęcia obok. Nie wiem co bardziej hipnotyzuje, czy hipnotyzujący wisiorek, czy wielki cyc. Oceńcie sami)
Pamiętacie może, dawno, dawno temu był taki odcinek Archiwum X, w którym jakaś lokalna stacja telewizyjna hipnotyzowała telewideosłuchaczy i kazała im robić różne wstrętne rzeczy. Jak sięgam pamięcią tylko agent Molder oparł się hipno-przekazowi, bo był daltonistą. Wyciągnął wtyczkę z nadajnika i całe miasto żyło długo i szczęśliwie.
... kontynuując myśl zaczętą w pierwszym akapicie i chamsko przerwaną drugim akapitem i dygresją o dużych cyckach - Wracam sobie od poniedziałku do piątku z pracy po godzinie 15 (YES!) i widzę taki obrazek: na kanapie siedzi mama i tata, pilot pomiędzy nimi, a w TV na przemian: Discovery, National Geographic, Discovery Science i jakieś inne kanały z Wild, Animal, History w nazwie. Przychodzę z pracy, odstawiam plecak i witam się szczęśliwym odzewem: szczęść Boże. Gdy nie było paczki kanałów to otrzymywałem jakiś odzew, a teraz? Jest tylko jakiś pomruk. Mama rzuca mi na to odpowiedź: "odgrzej sobie obiad", a onegdaj obiad czekał zagrzany. Tylko pies Nuka biega po domu i nie ogląda kanałów z rodzicami. Biega jak zawsze, jakby ktoś wsypał jej fety do psich chrupków. Przed położeniem się spać rodzice nadal oglądają coś o naturze, a tata rzuca mi zdania typu: Paweł, za chwilę 7 godzinny program pod tytułem "7 godzinny poród słonia" lub Paweł, za chwilę rozpocznie się 3 godzinny program "czy koń śpi na stojąco? Transmisja na żywo ze stajni nocą" i wiele wiele innych.
Pewnego razu usiadłem po godzinie 18 do kanału Discovery. Najpierw Bear Grylls w miejskiej dżungli wydostawał się z windy, potem wydostawał się z chłodni, a na koniec... tak, zgadliście... również wydostawał się z domu opanowanego przez złodziei. Następnież: Bear Grylls wydostawał się z Sahary i jadł wielbłądzią kupę. Oglądam dalej: Pogromcy Mitów obalają mit, że jak człowiek położy się spać to się obudzi... nadal siedzę... Następnie Jak to jest zrobione, a w nim proces produkcji miedzianego drutu - to wszystko jest fascynujące i muszę to zobaczyć bez wstawania na siku... w głowie lekki szum, tajemniczy głos (niczym tajemny głos w 5-10-15) podaje mi numer konta bankowego , na który trzeba wpłacać pieniądze i obiecuje Królestwo Słońca i sieć autostrad Wschód-Zachód i Północ-Południe. Tylko Nuka ma to w pompce i biega dalej za kotem po domu. Nagle SRUU, dzwoni telefon, głos cichnie, nie zdążyłem zanotować do końca numerów konta, gaszę telewizor. Już więcej nie usiadłem przed tymi mądrymi kanałami na dłużej niż czas trwania jednego odcinka Szkoły Przetrwania.
Właśnie mnie olśniło! Wiem dlaczego pies Nuka nie ogląda z nami kanałów: psy widzą na czarnobiało, hipnotyczny przekaz zakodowany jest w kolorach (zupełnie jak w odcinku Archiwum X) i Nuka ma to kompletnie w nosie. Nauczę ją sztuczki, że gdy zobaczy, że siedzimy przed telewizorem dłużej niż 24h i zaczynamy oddawać pod siebie defekacje to niech jak najszybciej wykręci korki... To jest dobra sztuczka i bardzo użyteczna...

Na koniec życiowy dialog i anegdota:
Pod wieczór mama wchodzi do pokoju i mówi:
- Dziś w Szkole Przetrwania ten koleś co je kupy zjadł oczy sarny.
- Wiem. Oczy mają najwięcej białka. -
odrzekłem
- Skąd wiesz? To samo powiedział ten koleś....

Dyrektywy kulturalne:
Zaraz, zaraz, chwila, chwila. Rok 2011 zaczął się przecież przezacnie: Konwentem Spowiedniczym w woj. kujawsko-pomorskim. Odwiedził mnie zacny kolega z Warszawy, Plewą zwany i razem wypiliśmy wannę bez korka Whisky i obrobiliśmy wszystkim dupy: tobie, tobie i tobie.... (podobno już tego nie praktykuję, ale raz na dwa lata... to nie grzech). Do posłuchania polecę wam ścieżkę dźwiękową do filmu Tron urywa worki, a po plecach lecą ciarki.

Dziś w TV Cyganki Eduszy skoczna piosenka, przy której bardzo dobrze jeździ się w długie trasy do kogoś miłego. No to: Monster Magnet - Powertrip. Nie można odmówić rzemiosła reżyserowi teledysków Monster Magneta - wszędzie dupeczki i cycuszki. Widziałem nawet jeden teledysk, gdzie były gołe cycuszki. Smaku nie robię, oczu nie zamydlam acz zapraszam do oglądania.

W następnym wpisie opowiem jak to urządziliśmy sobie z Plewą wieczór kawalerski, a żadne z nas się nie żeni...

wtorek, 11 stycznia 2011

Konkurs na najlepsze przebranie, czyli karnawałowe kreacje

Witam wszystkie dzieci w noworocznym wydaniu blogaska. Dzisiejszy szalony wpis to klasyczny Blast From The Past z mojej młodości (która nie zawsze była aż taka szalona). Czas otworzyć wielki worek (tym razem nie mosznowy) wspomnień i wygenerować z niego.... O właśnie. Co? Podpowiedzią będzie tworzący atmosferę tajemnicy tytuł posta oraz jeszcze bardziej ekscentryczne zdjęcie, tworzące suspens niczym u Chickoka. W celu zmniejszenia suspensu podpowiem, że wpisik opowie o pewnej subkulturze, której ja również byłem częścią (many many years ago). Subkulturą tą są: METALE \m/. Jako, że do metalu nic nie mam, bo sam lubię go posłuchać, a jego nadmiar sprzedać na złom (kilogram żelaza kosztuje 50gr... 32 tonowy czołg T-34 zwróciłby nam się w cenie 16tys zł... przekonałem was do metalu?).
I teraz przymioty każdego porządnego metala:
1. Glanczestery - im starsze tym lepsze. Im mniej pastowane, tym lepiej. Prawdziwy metal chodzi przez 365 dni w roku w glanach (wliczając w to prysznic, plażę, łóżko, łóżko z misiem, noc poślubna z misiem i wiele wiele innych). Prawdziwy metal potrafi pić wódkę z glana (raz nam się udało).
2. Czarne bojówki - A na klapach od bocznych kieszeni na nogawkach różne naszywki z nazwami pewnych metalowych zespołów. Im czarniejsze tym lepsze. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy w tym roku naszyłem sobie na krótkie spodenki naszywkę Sepultury.
3. Koszulka metala - Taka koszulka z jakimś kapelowym logiem i okładką płyty. Kolor materiału: tylko i wyłącznie czarny. Ten był lepszy kto miał mniej czytelne logo zespołu na koszulce. I tutaj pewne naukowe wtrącenie: razem z bratem wysnuliśmy naukową tezę mówiącą o tym, że: im mniej czytelne logo kapeli, tym lepsza muza. Sprawdziło się to tylko w przypadku kapeli In Flames. A spróbujcie rozszyfrować loga kapeli takich jak: Napalm Death, Mayhem, Zachlapany Szczypior (YES!) czy też innych Death Metal/ Grin Core/ Porn Doom Metalowych kapeli. To musi być dopiero muza...
4. Plecak kostka - kupiona z wojskowego demobilu i usztywniona toną naszwek, maźnięciami korektorem i mazakiem, nabita ćwiekami. Czasem kostka z naszywkami potrafiła więcej ważyć niż komplet książek do 3 klasy podstawówki. Fakt ten był bardzo przydatny bo każdy szanujący się metal waży nie więcej niż 45 kilo. Akurat plecaka kostki nie miałem bo wydawał mi się obleśny.
5. Długie, tłuste baty - myte raz na tydzień dopełniają wspaniale efekt, bez względu na wiek, status oraz płeć.
6. Metalowy portfel - czyli portfel z rzepem i z pewnym logiem kapeli. Pochwalę się, że mam takowy z logiem Iron Maiden i ich najlepszą płytą Live After Death.
Większość powyższych atrybutów można kupić w pewnym internetowym sklepie, po cenach, które po wzroście podatku VAT do 23% biją jeszcze bardziej w twarz (raz kupiłem tam portfel. Opuchlizna po strzale w pysk nie schodziła tydzień). Aha.... za to wszystko zapłacimy kartą Master Card.
A czy wy znacie jakieś przymioty Prawdziwego Metala? Podzielcie się ze mną wiadomościami..

Na koniec anegdota z mojego życia gdy byłem metalem:
Mama kupiła mi koszulkę (podpowiem, że była czarna, ale nie aż tak czarna. Jak się niedawno dowiedziałem była grafitowa). Oglądam, przymierzam, prężę wystające żebra przed lustrem i odpowiadam z oburzeniem:
- Za jasna!!!

Dyrektywy kulturalne: Rok 2010 się skończył, rok 2011 się zaczął. Za 11 miesięcy koniec świata, a ja jeszcze nie spłodziłem syna, nie zbudowałem domu, nie zasadziłem drzewa i nie pomalowałem płotu na biało. Dam radę. Aby się wyrobić w tym roku to chyba zacznę od syna i domu... Rok 2010 pożegnałem poprzez: siedzenie w domu na dyżurze; wypicie kieliszka wódki; wypicie kielonka szampana; obejrzenie Misia; wezwanie o 23:10 do systemu antypompażowego Turbolog (może wiecie co to, bo ja nie wiem), które skończyło się życzeniami noworocznymi przez telefon; nie wystrzeleniem żadnej petardy. Ale za to rok 2011 powitałem: wezwaniem na zakład (już wiedziałem co robić); kompletną abstynencją; 34 krotnym złamaniem noworocznego postanowienia o zaprzestaniu masturbacji; corocznego postanowienia poprawy; kontynuacji światopoglądu Głuchej Białej Sowy i ostatecznie policzeniu do 10. Wiecie przecież, że będzie dobrze, a nawet lepiej! Bo: 10 czerwca kocert Iron Maiden... Jedziecie? Ubieramy się jak na prawdziwego metala przystało? Pewnie komplet jakichś starych metalociuchów się znajdzie, bo glanczestery cały czas w użytku są - tylko zimą. Podobno w 2010 roku wypowiedziałem 666 razy stwierdzenie: co za koleś!.


Dziś w TV Cyganki Eduszy kolejny Blast From The Past, który łączy przeszłość z teraźniejszością - przezacną muzę Sepultury ze stanem artystycznym mojej artyyystycznej duszy (wokalem tenora Pavarottiego). A więc: Pavarotti & Friends - Roots Bloody Roots. W następnym odcinku TV Cyganki Eduszy wstawię dżezową aranżację Spirit Crushera Deathu. Niestety zamiast teledysku jest jakaś mangowa animka. Pozostaje tylko cieszyć się melodią.

W następnym wpisie postaram się wyznaczyć organoleptycznie i empirycznie kiedy to dokładnie wypada ten niesławny koniec świata (daty podam dla naszego kalendarza, kalendarza prawosławnego, chińskiego i kalendarza majów).