
Po świeżo uruchamianej fabryce kręci się wielu skośnookich jegomości (a nawet 2 niebrzydkie jegomościanki) z najróżniejszych zakątków Azji: Japończycy, Chińczycy, Singapurczycy, Hindusi i wielu wielu innych. I z tej właśnie racji zachciało nam się dzisiaj zjeść jakiejś kuchni wschodu (i nie chodziło tu o ryż z koncentratem pomidorowym - pozdro dla Krycha Mordercy). Po przeszukaniu całego internetu w celu znalezienia jakiejkolwiek budy z tajskim jedzeniem we Włocławku znaleźliśmy restaurację dowożącą jedzonko. Restauracja ta zwie się Kanton (Ponton, chłe chłe chłe) i mieści się TU. Zamówiliśmy sobie każdy po odpowiednim zestawie - mi przywieziono kurczaka w 5 smakach...
Jedzonko przyjechało na z góry określoną przez nas godzinę, zapakowane w styropianowy, zamykany celofan. Każdy odpakował swoją paczuszkę, wziął do rączki plastikowy widelczyk i zaczął szamać. Zaglądam do mojego celofanu i widzę: ryż, surówka (mniej więcej taka jaką ładują do kebaba (całkiem smaczna) i pływająca, brązowa, oleista ciapa. Po rozbiciu każdego składnika ciapy na atomy okazało się, że znajdują się w niej: brokuły (ups, nie jadam), pocięte strączki fasoli (ups, nie jadam), grzyby mun (ups, od grzybów zamyka mi się gardło) i jakieś brązowe przęsła, przypominające skórzane rzemyki, które metale noszą na nadgarstkach. Aha, wszystko pływało w tłuszczu przypominającym olej wyciągnięty z silnika po przejechaniu 40 tys km. Koniec żali: zmieszałem ryż z ciapą i zacząłem szamać. Jednak przeświadczenie, że za każdym razem gdy coś zakąszam mogę jeść grzyba zamykało mi gardło. Zacząłem operację oddzielania grzybków od reszty i po tym zabiegu wszystko było do zjedzenia (i teraz uprasza się by nikt nikomu nie mówił, że jadłem warzywa spod znaku brokułów i fasoli, a nawet śmiercionośne grzyby mun). I teraz konkluzja: nazwa potrawy brzmiała: Kurczak w V smakach. Zazwyczaj po orientalnych frykasach potrawa piecze mnie 2 razy (wchodząc i wychodząc), jednak kolega wywróżył mi, że ta potrawa (jak liczebnik z jej nazwy wskazuje) będzie piekła 6 razy: wchodząc i 5 razy wychodząc. Na razie piekła 3 razy... z niepokojem i nie tęskniąc czekam na pozostałe 3...
Podsumowując: jeżeli ktoś nie jest mięsarianinem, to może się pokusić o spróbowanie. Cena nie bije w policzek (13zł), a jedzenia jest od pyty. Należy uważać na pieczenie, zwłaszcza to wychodzące. Czy polecam? Trochę tak, trochę nie.
Na koniec dialog-konkluzja:
- Przepraszam, a świeży ten kurczak? (zapytał klient kelnera w tajskiej restauracji)
- Świeży, świeży, jeszcze rano szczekał...
Dyrektywy kulturalne: Plany sylwestrowe same się rozwiązały, bo mam raczej dyżur. Za pół roku (10 czerwca) Iron Maiden w Warszawie. Oczywiste, że trzeba pojechać!! Do posłuchania na mrozy polecę skoczne piosnki włocławskiego zespołu Express Service, do posłuchania TU.
Dziś w TV Cyganki Eduszy zaproponuję wam piosenkę, która w dzisiejszym odcinku Pawła Gesslera była oczywistą oczywistością. Piosenką tą jest skoczną melodyją, pod tytułem Idę do Wietnamca przeklawego zespołu Kuśka Brothers. Zapraszam, bo wiecie: Nuka to jest pies Pawła. I ona cały czas tam siedzi...
W następnym wpisie przedstawię najnowsze trendy w przebieraniu się wszystkich wujków za mikołaja w wigilijną noc. (zajechało komercją i konsumpcjonalizmem)
6 komentarzy:
Ejże! Przecież oni grają z okazji moich urodzin! Oł je!
Kto, gdzie, kiedy?
Iron Maiden!!!
Jedziesz z nami?
To zależy od społeczeństwa, pogody i takich tam...
W bardzo asertywny i przystępny sposób powiedziałaś mi że: "Raczej nie". Paulina to szkolenie bardzo Cię odmieniło.
Prześlij komentarz