poniedziałek, 25 października 2010

Paweł Gessler cz. 2 - Guliwer

Dzień dobry wszystkie dzieci. Drugi odcinek programu Pawła Gesslera opowiadać będzie o pewnej knajpce podającej kebaby i inne frykasy tak bardzo charakterystyczne dla polskiej oraz kujawskiej kuchni. Knajpką tą jest Guliwer, który mieści się tutaj. Zdjęcie obok przedstawia metodę podrywu zwaną: podrywem na oczy kebabisty. Sztukę tą posiadłem gdy odwiedzałem onegdaj znajomego w Warszawie, a tam roi się od rodowitych podawaczy kebaba. Z moich obserwacji wynika, że wątku tego posta dawno już z nami nie ma, więc jak najszybciej doń powracam.
Więc: knajpa z nazwy przypomina mi pewną bajkę Disneja, którą stary pan w okularach prezentował 15 lat temu w programie W starym kinie. Ma się ta nazwa nijak do tematyki knajpy i jej wystroju. Widocznie ktoś przejechał palcem po wykazie tytułów bajek Disneja. Co do samego kebaba: cenowo jest bardzo zachęcający: 7zł. Ale to pułapka. Otrzymujemy dobrą bułkę, miąsko (nie zaznaczę że dobre, bo mam do niego małe ale), surówkę (ponowne ale) i na koniec dobry sos. Wszystkiego jest dużo i obficie. Złudzenie to utrzymuje się do momentu pierwszego gryza... Otrzymałem bułkę, wziąłem pierwszego gryza i nagle zamknęło mi się gardło: ktoś dosypał pietruszki. I to nie taką symboliczną ilość a porządną garść. Mówiąc szczerze: łaszt pietruszki. Jak ludzie się na mnie patrzyli gdy odkładałem na papierowy talerzyk 2mm kwadratowe pietruszki i wymawiałem z obrzydzeniem słowa: kur*a znowu ta jeb*na pietruszka. Podobnie robiłem z 2 plasterkami ogórka. Kolejną zagadką było tajemniczy dźwięk (ping) mikrofali zaraz przed przyniesieniem mi kebaba. Czyżby mięso było odgrzewane w generatorze obleśnego smaku? Mięso w miarę dobre, gdyby nie przeświadczenie, że być może jest z mikrofali. Kolejną wadą jest złe wyważenie proporcji mięso-surówka. Pod koniec kebaba zostaje nam sucha buła, mało sosu, nic mięsa i dużo surówki. Ta pozostałość zlądowała w koszu.
Reasumując: cenowo super, jakościowo słabiej (obleśna pietruszka i ogórek, mięso być może z mikrofali, sucha buła z surówką na koniec). Wielkim plusem knajpy są: sala dla niepalących, piwo (Specjal) z kija za 3,60. Pewna koleżanka z Poznania się ucieszy.

Dialogi Cioci Agnieszki:
Za jakiś czas wyruszam do Holandii na szkolenie i z tej okazji przychodzi mama i mówi:
- Synek, w Amsterdamie jest taka ulica z burdelami..
- Odwiedzę to jako pierwsze.
- ... mają tam jeszcze takie restauracje gdzie można kupić narkotyki...
- Do odwiedze w drugiej kolejności...
- To dobrze...
I poszła.

Dyrektywy kulturalne: Umieram.... Piję co rano herbatę (rekord niepicia wynosi 5 miesięcy), chodzę do kina na filmy w których nic nie wybucha (Social Network), słucham empetrójek w których nie słychać podwójnej stopy. I pewnie jeszcze pójdę do teatru? w krawacie? przed teatrem nie pójdę na kebab? Nic tylko się położyć do trumny. Za półtora tygodnia wycieczka do Zakazanego Miasta Poznania, gdzie wraz z zacną ferajną ze studiów przeniesiemy stolicę Niemiec do Poznania.

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka zespołu S pawa Roti z piosenką Praca Spawacza. Podkreślę, że nauczyłem się ostatnio spawać łukiem elektryczny. To bardzo miłe zajęcie i to zajęcie można wpisać do CV.

W następnym odcinku Pawła Gesslera opowiem jak smakują psie i kocie chrupki..

czwartek, 21 października 2010

Panoooowie tak nie wolnoooo....

Ha, wreszcie wróciłem do formy sprzed utraty formy i zamieszczam po 5 postów miesięcznie (żeby one jeszcze były przyzwoite jakieś). Dzisiejszy krejzolski wpisik opowie pewną życiową historię. Otóż mam takiego kolegę... (jassne)... no i ten pewien kolega nie przemęczał swojego umysłu na studiach nauką teorii na jakieś nudne i nie interesujące go egzaminy. Uczył się tylko na interesujące go przedmioty, a zapewniam nie było ich wiele. Będzie to w pewnym sensie wycieczka w przeszłość (tego pewnego kolegi) i rozpatrzenie (oczywiście przez niego) zakazanych metod pomocy w egzaminie/kolokwium. Jednocześnie będzie to poradnik dla przyszłych prowadzących wykłady, tudzież pilnujących na egzaminie. Klasycznie, jak to przed laty bywało, wyliczanka. Lecimy, kamelą sawa:
Amateur - czyli kompletna porażka w samopomocy przy egzaminie. Metody ściągania kompletnie nieużyteczne i jak najbardziej zdradzieckie. A to, że ktoś jest Amateur oznacza kompletną amatorkę przy ściąganiu: spalenie buraka, zapocenie się od stóp do głów, wiercenie się dupą po fotelu. Ciało nas zdradza... nie raz i nie dwa. Wykładowca (przynajmniej ten co chociaż stara się pilnować) z miejsca zauważy jakieś łamanie regulaminu.
Celofan - metoda ta pomogła mojemu koledze w jednym z egzaminów. Przed sprawdzianem zrobił wykład: co ów egzaminator wyprawia podczas pilnowania. Okazało się, że nie chodzi zbytnio po sali, tylko z jej dołu obserwuje studentów, a zwłaszcza tych co wykonują krzywe ruchy. A więc, w celu zminimalizowania krzywych ruchów kolega ze swoim współspaczem z akademika wpadli na patent: wydruk całej teorii na matowej przezroczystej folii i położenie jej na ławce. Przeszło... chłopaki zdali... po dopytce. Ale może o tym cisza.
Harmoszka/akordeon - i nie chodzi mi tu o ulubiony instrument każdego szanciarza i miłośnika Morskich Opowieści. To jedna z najstarszych metod ściągania. Drukujemy wszystko na pasku papieru, składamy w harmoszkę i do rączki. Jak wiadomo powszechnie rączka działa ocieplająco i wilgotniejąco. Dlatego też rzeczy w rączce wilgotnieją, a na harmoszce rozmazuje się druk. Dlatego istnieje też harmoszka poligrafisty, czyli obklejona taśmą. Podkreślam i zaznaczam, ta metoda to amateur!
Nóż sprężynowy - to jest krok dalej rozwinięta harmonijka. Określę ją mianem harmonijki zautomatyzowanej. Konstrukcja podobna: wydruk na papierze, lecz do końca ściągi mocujemy linkę, aha potrzebujemy do tego koszuli na długi rękaw. Linkę wpuszczamy poprzez rękaw do koszuli. Ściąga ląduje w dłoni z linką. Ktoś idzie, a my cmyk i ciągniemy za koniec linki bez ściągi. Ściąga robi kycy i znika w czeluści rękawa. Metoda amateur.
Super Tatoos - to czego nie wiemy rozrysowujemy na swoim ciele. Zazwyczaj większość ludzi pisze na ręku wzory i inne daty z historii. Rączka zapoci się ze stresu i z tatuażu zostaje zmaza. Mój kolega zwykł pisać sobie wzory na boku łydki. Bo śmiesznie sobie zakładał nogę na nogę i dzięku temu mógł widzieć bok tej łydki. Metoda amateur.
Porno rypanie - (to nie jest hasło do wyszukiwania filmów na redtubie). Metoda skierowana dla pań. Wkładają sobie ściągi pod rajstopkę na udzie, a do tego mini. Przyjemne z pożytecznym - chłopcy sobie popatrzą, a dziewczynki nie będą musiały zaprzątać sobie głowy niepotrzebną wiedzą. Można sobie jeszcze schować ściągę pod dekolt (jeżeli ktoś ma dekolt). A czy koszulka w serek to już dekolt? To egzystencjalne pytanie dla Sali Spektry...
Podajże - Metoda podobna do słynnego pożycz 20 groszy, czyli pożyczamy od sąsiada, koleżanki siedzącej za nami kartkę z interesującą nas odpowiedzią na interesujące nas pytanie. Jest do dość perwersyjna metoda, nie zawsze się udaje i wymaga niezwykłego refleksu od osoby pożyczającej i biorcy pożyczki. I tutaj wymienię 2 śmieszne anegdoty:
Pierwsza: pewien kolega siedzi na egzaminie, odwraca się do tyłu i mówi:
- Pewna koleżanko, daj jakąś kartkę...
Ta chyba nie zrozumiała pytania i dała koledze czystą kartkę. Na to oburzony kolega odrzekł:
- Nie to, nie to....

Druga: Ten sam kolega i ta sama koleżanka. Siedzieli jedno za drugim. Tym razem koleżanka zrozumiała prośbę i dała koledze kartkę z odpowiedzią. Ten odpisał odpowiedź i zaczynał oddawać kartkę właścicielce, lecz zczaił to pilnujący kolokwium.
- Panie pewien-kolego, co pan robi z kartką koleżanki?
- Chciałem odpisać....
- Odpisał pan?
- Nie zdążyłem, bo skończył się czas.
- Aha...


Perwa
- metoda dość ryzykowna i wymagająca włochatych jąder. Całą niewiedzę piszemy na kartce, podobnej do tej na której pisać będziemy egzamin. Podpisujemy ją, piszemy nr indeksu, czyli wszystko tak, jak normalną kartkę od egzaminu. Zawartość również ma przypominać pisany egzamin. Oczywistym jest, że piszemy tym samym kolorem długopisu co egzamin. Zaczyna się egzamin. Po upłynięciu kilkunastu minut (czyli czasu, po jakim powinniśmy zapisać kartkę) wyciągamy naszą ściągę na ławkę i przepisujemy z kartki. Jako, że wygląda ona jak kartka egzaminu, a my nie robimy krzywych ruchów, to wszystko powinno się udać. A co gdy pan egzaminator stempluje kartkę? Wyższa szkoła jazdy, ale idzie to obejść.
Oko karpia - najlepiej mieć do tego oczy rozmieszczone jak kura, albo jak ryba - po bokach głowy. Jednym okiem patrzymy w kartkę, a drugim do kartki kolegi, który siedzi obok. Sprawne oko karpia dostrzeże nawet kartkę kolegi siedzącego kilka metrów od nas, parę rzędów przed nami, a mistrzowskie oko karpia dostrzeże kartkę kolegi siedzącego za nami...

Jak widzimy metod samopomocy jest wiele i wszystkie one są złe i prowadzą do złego. Amatorszczyzna w ściąganiu prowadzi do zguby, a niekontrolowanie nad własnym ciałem i potówkami rąk podobnież... Jak opowiedział mi kolega (bo pilnował z 2 razy na egzaminie): wykładowca widzi jak ludzie ściągają. On sobie tylko wmawia, że to nie prawda, a każdy student jest praworządny niczym student prawa. A wszystko to co napisałem powyżej to zwykły kawał jest, darujcie to już ballady kres...

Dyrektywy kulturalne:
Film Social Network w reżyserii pana Finczera (tego od Siedem i Obcego Trła) to dobry film: pozbawion na siłę wepchniętego gównianego morału, pozbawion również jako takiego zakończenia, z klawą muzyka pana z NIN. Chyba się starzeję, bo poszedłem na ten film do kina, a przecież nic w nim nie wybucha i Bruce Willis nie strąca helikoptera taksówką. Jak to pewna koleżanka stwierdziła: Poszedłem na izraelskie Winogrona do kina. Jeszcze może pójdę do teatru? Może...

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka dla prawdziwego mężczyzny ceniącego dobrą muzykę i kobiece ciało. Zapraszam do wysłuchania i podkreślę obejrzenia piosnki Sidneja Polaka - Ragga Rap. Tylko dla dorosłych, dlatego też zapraszam wszystkie dzieci.

W następnym wpisie przedstawię moje typy w najbliższych wyborach Miss Świata transwestytów, które odbędą się w Tajlandii.

środa, 13 października 2010

Paweł Gessler cz. 1 - punkt odniesienia.


"Żołądkowe rewolucje - prowadzone przez Pawła Gesslera - światowego znawcę kebaba, doradcy sławnych i cenionych w sprawach: gdzie zjeść porządnego kebaba. W nowym programie telewizji TVN pomagać będzie właścicielom podrzędnych budek z obleśnym kebabem w zamienieniu ich podrzędnych lokali w podrzędne lokale z wyśmienitym kebabem. (podrzędna budka/lokal - jakaś przyczepka koło dworca, Reala, czy innej Kajflandii)."
Tyle wyczytać można w notce prasowej o nowym programie w TVN, nadawanym o 4 w nocy, zaraz po dziewczynach w bikini. He, każdy chciałby mieć swój program w ulubionej stacji premiera Tuska. A tak na serio, co skłoniło mnie do napisania dzisiejszego wpisiku? Każdy chciałby pozostawić po sobie jakiś ślad, pamiątkę, gdy nas zabraknie na tym łez padole. Jakieś 4 lata temu wpadliśmy wraz z kolegami ze studiów (Janem i S.I.E.K.Ą.) na skatalogowanie w Polsce jak największej ilości budek z kebabem i wystawieniem im oceny. Pewnie na zwiedzenie i zjedzenie wszystkich kebabów Polski nie starczyło pieniędzy z całego budżetu województwa kujawsko-pomorskiego, a nasze wątroby po tym fakcie nadawałyby się do przeszczepu. Liczą się intencje. Podobno na ten sam pomysł wpadła również pewna przyjaciółka z zaprzyjaźnionego blogaska z Poznania, wraz ze swoją szaloną przyjaciółką ze Śremu. Bełkot, bełkot, bełkot... przejdźmy do sedna.
Punkt odniesienia: Od 2 lat w każdym wpisie lub co drugim na przemian wpisie bębnię i podniecam się kebabem z budki przydworcowej. Ale to prawda. Przy konsumpcji każdego innego kebaba porównuję go do wersji z dworca: Klasse bułka, dobre miąsko - nie pachnące perfumami, nie za suche, nie za surowe, nie z mikrofali. surówka - bez żadnych zbędnych rzeżuch w postaci pietruszki i kukurydzy - po prostu kapusta z jakimiś smacznymi kokonatami. Dodatkowo szczypta surówki z czerwonej kapusty, parę przęseł cebuli i plasterek pomidora. Pani, po wysmarowaniu otwartej bułki sosem wsypuje do niej surówki, potem mięso i na koniec cebularz i pomidorarz. Bez syndromu pływającego kebaba, a więc nie trzeba go jeść łyżką, co spowodowane jest zbyt dużą ilością sosu i za małą ilością całej reszty. Idealna równowaga: mięsne Yin do sałatkowego Yang. (wymawiać Jin Jang). Na tajne hasło wypowiedziane do pani robiącej kebab: Ale ładnie pani dzisiaj wygląda dostaniemy wszystkiego więcej. Wady: czasem po kebabie zdarzy się, że nasze jelito grube przypomni się nam o swoim istnieniu, szacunkowy czas działania kebaba wynosi od 5 do 30 minut.
Cena: 7,50zł - taniocha, co nie? Za 8zł mamy wersję Rollo (bez ekscytacji)
Dostępność - dworzec PKP Włocławek (2 budki - jedna na wprost przy wejściu po lewej, a druga po lewej stronie parkingu pod drzewkiem), lokal przy ul. POW (dostępna wersja drobiowa)

Dyrektywy kulturalne: Po minionym klasse łikendzie czas na powtórkę: za 1,5 tyg odbędzie się przegląd zespołów rokowych w WCK. Oczywiście przedbiegi w Guliwerze (knajpa z kebabem, ocena wkrótce), a za-bieg .... Bóg jeden raczy wiedzieć. Chętnych zapraszam.

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka minionego łikendu - jak skoczna, tak pozytywna. Niestety audio wraz z obrazkiem. Zapraszam do biegania po pokoju z imitacją gitary w postaci listewki, albo gracki do liści (a pewnie jesienią jakieś się znajdą). Wykonawca: Nouwelle Vague, tytuł: Ca plane pour mois. W wolnym tłumaczeniu oznacza to Na mnie to działa... Oj działa.

W następnym odciku Pawła Gesslera sklasyfikuję jajka na twardo bez wlania do garnka wody w wykonaniu mojego brata.

czwartek, 7 października 2010

Po kujawsku.

Dzisiejszy szalony i goniący normę roczną wpis opowiadać będzie o moim poruszeniu artykułem, który przeczytałem na pewnym portalu o Włocławku i nic a nic nie wspomni o Kujawskim Klapsie. A jak któraś z pań chce kujawskiego klapsa, to proszę się zgłaszać do mnie.
Na wejście zapraszam do zapoznania się z artykułem z portalu Scena Włocławek: o tym właśnie.
A teraz moje oburzenie na temat artykułu postaram się ubrać w słowa.
Polecamy szczególnie knajpy - nic a nic się nie zgadza. W Tradycji gnieździ się bohema Włocławka - wszyscy szeroko pojęci aaartyści i znawcy sztuuuki. Większej reszty nie znam. W Londonie jedno jest pewne: brak remontu od 20 lat i straszna kiszka. Schodzi się tam bardzo młoda młodzież. Chcesz mieć dredy? Idź do do Londka Zdrój, tam jakieś dziecko Ci je ukręci. W T.B Kingu można posłuchać sobie muzyczki (tylko i wyłącznie bluuuuuusa). Jak dobrze wiadomo bluuus po 30 minutach jest uciążliwy - działa ciążąco na powieki i przyspiesza rozkurcze żołądka, powodując tym samym wymioty. Ceny z kosmosu i jak wysokie ceny tak dobre driny.
Gdzie spędzić czas wolny na zabawie z przyjaciółmi? - Czarny Spichrz to wylęgarnia alternatywy i zdobywca wielu rekordów Guinessa, np: jak na powierzchni 10m kwadratowych upchnąć 100 osób; jak na powierzcni 10m2 upchnąć 70 osób i koncert grupy Farben Lehre - jak już zauważyliście jest to knajpa dla alternatywy. Jeżeli chcecie znaleźć o 15 lat młodszą przyszłą żonę, chcecie dostać po ryju od dresów pod knajpą, chcecie dostać ze spoconej kończyny lub dreda w oko, chcecie utonąć w pocie kapiącym z sufitu, to zapraszam do Spichrza. Jest jeszcze WCK, czyli Takie Włocławskie Centrum Kultury - tam co jakiś czas przyjadą porządne metale. Piętro niżej znajduje się dostawca Amaren (dawnych Kelerisów) - Biedronka... aha, jeszcze VIPy tam sprzedają. Piekarnia klubem dzianego seniora (nie wpuszczają tam w sportowym obuwiu, np. zamszowe kulturalne skejtoskie buty, rozwiązaniem jest noszenie przy sobie 2 par, sprawdzałem, działa). Bravo klubem dla dekla, karka i dresa. Chcecie dostać gazem albo maczetą czekając w kolejce na wejście? Idźcie do Bravo. W środku również wiele atrakcji: można dostać z kufla w łeb za nietaktowne i nie z bontonem Red Bula (jak mój kolega, imiennik Paweł). Kiedyś była knajpa cud: Planeta wykonana z zamkniętej Biedronki. Muzyka na życzenie od didżeja Porzeczki (kolegi z klasy z technikum), piwo nie za drogie, wszedłszy tam w koszulce Iron Maiden nie dostałem po pysku... taki to był kulturalny lokal. Dzisiaj już go nie ma.... niestety.
A gdzie zjeść? Na pierwszym miejscu: kebab na dworcu w budce pośrodku (kto jadł ten wie i potwierdzi bez bicia). A jak ma się reszta? Namaste (wymawiamy dla hecy Namastke) oferuje nam jadło z niską zawartością mięsa (fuuuj) i jakieś indyjskie kus kusy. Mają za to niedrogie piwo i faje wodną (Yes!). La Petit - po ich naleśnikach są takie gazy, że można rozkręcić niemałą turbinę gazową (wiem coś o turbinach, bo taką właśnie uruchamiamy, niemała, bo wysoka na 3 piętra). Reszta to pizzerie podające pizze pokroju tych mrożonych i podróbka Sfinksa.

Dyrektywy kulturalne: Nie polecę niczego kulturalnego, a zaproszę na sobotni koncert do WCK - agrogrinkor, Zacna Ferajna, Pani gość z Poznania, ziomale z pracy, afterparty przy budce z kebabem na dworcu. W skrócie KKK - Kebab, Koncert, Kasztelan. Start godzina 18.00. Yeah!

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka kapeli, która stara się odmłodzić malując sobie oczy i nagrywając coraz to gorsze płyty. Pewnie już każdy się domyślił, że chodzi mi o Green Day. Piosenka z czasów malowanych oczu i kiszki muzycznej. Jest to kołwer Dżona Lenona - Working Class Hero. Zrealizowana i zagrana na 6+. Zapraszam.

W następnym wpisie opowiem o rozrywkach jakie czekają na nas na dworcu PKP w Kutnie zimą.

środa, 6 października 2010

Tok myślowy.

Dzisiejszy krótszy niż zwykle wpis ma za zadanie przeanalizowanie toku myślowego człowieka umawiającego się na wódkę. Będą to 2 scenki rodzajowe, które odbyły się całkiem niedawno, gdy Zacna Ferajna stawiła się na Kujawach w komplecie (Chodząca Encyklopedia Maciej zjechał z Gorzowa Wlkp.). Kolejną przyczyną napisania tego posta jest wyrobienie normy rocznej: w zestawieniu z rokiem poprzednim mamy: 52 posty. Stan na październik 2010: 24 posty. Czyli do końca roku muszę naskrobać 28 postów... 12 na miesiąc. Damy radę. Obym nie zaczął stawiać na ilość umniejszając jakość. Nie przedłużamy, lecimy:
Scenka pierwsza - miała miejsce, gdy siedziałem sobie w pracy i kombinowałem co kupimy na wieczorne chlanie:
Dzwonię do Rona:
- Siemasz Ron, powiedz mi co mam kupić: dwie połówki, czy litra Żołądkowej?
- No nie wiem, no.. A ile wypijemy?
I teraz psychologiczna analiza scenki: Litr to była stała, co do której nie było wątpliwości. Litr musiał zostać wypity (i został wypity). Jedyną różnicą było: jak zostanie podany: czy w 2 czy w jednej butelce. Z punktu widzenia Praktycznego Mateusza 2 połówki są praktyczniejsze bo jedną się pije, a druga się blanszuje w zamrażarce. Litr z kolei ma to do siebie, że się ociepla, a sam płyn traci w temperaturze pokojowej swoje zblanszowanie i kremowość. Wzięliśmy litra, a z punktu widzenia szeroko pojętego czaaasu powinniśmy wziąć 2 połówki.
Scena druga - miała miejsce 3 minuty po przełomowym poprzednim dialogu, gdy zadzwoniłem do Macieja i zapytuję:
- Maciek, z Ronem uzgodnione, pijemy. Kupić litra, czy krowę.
- A ile to jest krowa?
- Nie wiesz ile to krowa? Policz sobie...

Analizując powyższy dialog można wysnuć: albo Maciek miał chwilę słabości i nie umiał policzyć ile to jest krowa wódki, albo właśnie wstał ze spania (on tak lubił), albo miał z matematyki mocne 3 na szynach. Podpowiem, że krowa to europejskie trzy-czwarte-wódki. Onegdaj było to 0,750ml, a po wprowadzeniu suchych unijnych norm jest to 0,700ml alkoholu. Podobnie po pysku dostała ćwiartka: z 0,250 zrobili 0,200ml alkoholu. Bezsens.
Powyższe scenki uświadamiają nam, że gdy człowiek ma ochotę na wódkę to przysiada jego inteligencja. Zrobimy wszystko byle by usiąść wieczorem z Zacną Ferajną, smażoną z cebulką kiełbasą i kiszką, keczupem włocławskim i Żołądkową Deluks. Cóż to był za wieczór... pachniała saska kępa.

Dyrektywy kulturalne: YYYYY, ten no.... yyyy. Mogę wam opowiedzieć co we wczorajszym odcinku zrobił Doktor Grzegorz Dom, zrobił afdhwsipuhfwfhsdfasnlfskfjh. Więcej nie powiem. Aha, polecam muzykę Pantery. Pozytywnie nastraja, gdy człowiek nienastrojon.

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka lekko hipnotyzująca, nie wiem o czym. Śpiewaliśmy ją zawsze z kolegą z akademika, gdy wracaliśmy w nocy z szalonych imprezek nad ranem. Zasłyszana onegdaj u pewnego Misia, który był Larsem Godsmacka, a który to były miś postawił mnie niedawno na nogi i udzielił nagany! To ja może napiszę co to za pieśń? Otóż: Godsmack - Voodoo. (A śpiewaliśmy to tak: bełkot, bełkot, bełkot enter maj weiejejejns, bełkot, bełkot). Zapraszam.

A w następnym kąciku Potoku myśli opowiem co człowiek zrobi, żeby zjeść kebaba z dworca we Włocławku.

poniedziałek, 4 października 2010

Piwnica pod baranami cz. 2

(Powracając do miejsca w którym skończyłem w części pierwszej)... i poszukiwało nowych smaków piwnych, do których nadal nie przywiązywało większej wagi. Zasada była prosta: im taniej i mocniej, tym lepiej. A przypomnę, że dziecko zwane Pawłem studiowało w Poznaniu - stolicy łączenia taniego z pożytecznym. Bliskość Biedronki sprawiła, że zasmakowaliśmy ze znajomymi VIPa (pierwszego wspólnego wieczoru na studiach i jeszcze tego wieczoru dostałbym po ryju). Jak sama nazwa wskazywała (oraz przypominał o tym napis z wieczka), że VIP był piwem dla konesera, poszukującego nowych smaków i wyzwań. Ja, ja i jeszcze raz ja. Lekkie NOT! 3 Vipy i rozum oniemiewał, oniemiewały również kończyny i od czasu do czasu oniemiewało jelito grube.... albo nie.... jelito grube się rozgadywało. Jeszcze jedno piwo z Biedronki pozwoliło mi się nie raz i nie dwa teleportować z nie jednej i nie dwóch imprez: Sarmackie Mocne - kwintesencja dobrego, koneserskiego piwa - plastikowa litrowa butelka, zajebisty procentaż (z francuskiego prosentauge) alkoholowy. Ale o tym ostatnim piwie zapominamy, nie ma go. Kolejnym krokiem połączenia taniości z mocą... z odrobiną jakości było piwo Dębowe Mocne browaru Lech - było dobre, bo mocne. Do dziś nie zapomnę, jak to idąc do pokoju stłukłem na korytarzu 3 Dębce. No tak... bo wieczór z Dębowym Mocnym nazywaliśmy Dębowym Przedszkolem.
Raz pewnego czasu, po pewnym męczącym wykładzie, na którym nie byliśmy, Mistrz Iluzji D. (taki kolega o pociesznej ksywie. którego chyba powinienem przeprosić) zabrał nas do knajpy, której nazwy nie znam. Nazywaliśmy ją potocznie i operacyjnie Oblechem - bo waliło, było obleśnie, ale... Było piwo Fortuna Ciemna za 3,50zł z kija. Pocieszne piwo, słodkie (ktoś kiedyś zwęszył spisek, że to piwo z kolą - NOT!) i dosyć mocne, wchodziło w przełyk jak oranżada, a trzepało jak kompot odstawiony na 4 miesiące do piwnicy w balonie. I tak mijały dni tygodnie, miesiące... Gdy nie było Fortuny, to dzieci raczyły się pospolitymi i szarymi piwami Leszkiem, Tyskiem i Rusem, wszelakimi Kalsbergami i Tatrami, Harnasiami, Żubrami, itp, itd. W domu pijało się to samo pospolite świństwo, gdy...
W roku 2004 Carlsberg przejął browar Sierpc, a obleśne piwo Kasztelańskie zamieniło się w Kasztelana, tym samym poprawiając się jakościowo i smakowo 666 razy. I tak już Pawełkowi zostało - Kasztelan w domu, Fortuna w Poznaniu. Po powrocie na stałe na słoneczne kujawy Fortuna poszła w niepamięć, a pozostał jedynie Kasztelan. Rok 2008 to kolejny przełom - Kasztelan Niepasteryzowany, zwany potocznie przez Zacną Ferajnę Niepasteryzacją. Piwko o krótkim terminie ważności, super smaku i dużej mocy trzepania pomimo małego woltażu. Piwo, o zgrozo, dostępne było tylko w lato. 10 miesięcy czekania na kolejną dawkę to stanowczo za dużo czekania. W tym roku Niepasteryzacja przyjęła nową etykietę i pojawiła się w puszce. Zwęszyliśmy spisek, bo przecież browar puszkowany musi być w jakiś sposób zabezpieczony przed osiadaniem chrobotka reniferowego. Spisek, nie spisek to piwo i tak smakuje dylyszys. Pojawiła się kampania reklamowa w ogólnopolskiej TV, a jak widziałem po raz pierwszy zajawkę Niepasteryzacji w telewizorni to miałem łzy w oczach. Gdy przed koncertem Metaliki w Wawie dostaliśmy w sklepie Niepasteryzację, to padłem na pierś i całowałem ziemię mazowiecką. Hasło : Niepasteryzacja to rewelacja zostało na stałe wpisane do Wielkiej księgi przysłów Kujawskich.
A co robi obecnie Paweł Gesler? Wielki smakosz piwa i dobrego gustu i smaku? Obecnie smakuję przeróżne piwa niepasteryzowane i od czasu do czasu w pijalni piw (132 różne piwa do wyboru) zamówię sobie Kasztelana Niepasteryzowanego...

Dyrektywy kulturalne: Serialowa jesień mode ON, czyli wracam z pracy i oglądam przeróżne nowe odcinki seriali i tyle. W robocie zapieprz, nie ma czasu porządnie podetrzeć nosa lamie... Jajka wróciły na miejsce, a Toruń trafia na czarną listę. Noworoczne postanowienie o głuchej białej sowie zostaje ponownie aktywowane i poszerzone o nowe dyrektywy. W piątek goście z Poznania, a nawet pani gość. Sobota, natomiast zaowocuje w pełen przestrzeni i głębi artystycznej koncert agro-grin-corowej kapeli Zachlapany Szczypior!

Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka zespołu Alicja w Łańcuchach o tytule Lesson Learned. Ciekawa, może niektórzy nazwą ją życiową, a ja nazwę ją klawą do samochodu. Zapraszam.

W następnym wpisie opowiem wam co kawał o głuchych białych sowach, z którego to kawału wywodzi się mój światopogląd.