
Wśród ryczących fal,
Poprzez chmury i deszcz,
Płynie wielki galeon,
Poganiany przez śmierć.
Poprzez chmury i deszcz,
Płynie wielki galeon,
Poganiany przez śmierć.
No i pierwsza część pierwszej zwrotki - nie powinna stwarzać większych problemów w rozumieniu i odbieraniu treści. Nawet największy dekiel, może nawet pies (bo psy podobno znają 300 słów) zrozumiałby te słowa. Ha! Wyobraźcie sobie jakby pies akurat znał te słowa i posłuchał piosenki... Pewnie by sie gdzieś zaszył pod wersalką. Moja Nuka przyniosła by po pierwszej części patyk albo piłkę. No ale... wracając do zagubionego wątku: mamy straszny rozpiździej na dworze, leje, mgła jak śmietana (chyba chodzi o te chmury). Płynie sobie Wielki Galeon (może to nazwa własna statku) albo zwyczajnie wielki galeon (bo to ... wielki galeon). Jak wyczytałem w wikipedii galeony z założenia były wielkie - 3,4 maszty, nadbudówka na rufie, rzeźba jakiejś lasi na dziobie... popisówka nazewnictwa technicznego. No i za tym galeonem sobie: albo płynie łajba o nazwie Śmierć, albo personifikacja (ha! kolejne mądre słowo) śmierci, albo Wojciech Śmierć - kapitan pewnego statku pościgowego.
Trzeszcza maszty i ster,
Rwą się liny i żagle
Ryk zawiei, szum wód
Śmierć nie zaśnie! Nie zaśnie! Nnie zaśnie!
Jak to w każdej paskudnej pogodzie na wodzie (i mamy rymek), różne rzeczy się dzieją: od siły wiatru trzeszczą deski, pod wpływem napięć wewnętrznych. Żagle się rwą i liny podobnież (w takim hałasie można bezkarnie puszczać bąka, a prawdziwe damy nie muszą w tym czasie kasłać albo szurać krzesłem). Fale są do pempka, wiatr gwiżdże (mniej więcej tak jak w jadącym samochodzie z niedomkniętą szybą). I na koniec plany personifikacji śmierci: nie zaśnie, ale dlaczego? Może opcja Wojciecha śmierci, który zaśnie jak dogoni?Rwą się liny i żagle
Ryk zawiei, szum wód
Śmierć nie zaśnie! Nie zaśnie! Nnie zaśnie!
Ref.:
Galeon, galeon, galeon... x2
Galeon, galeon, galeon... x2
I tutaj dobitnie podmiot liryczny kibicuje uciekającemu galeonowi. Kibicuje jakie 6 razy...
Przypomniał mi się dziś pewien wynalazek ze studiów:
Łyżeczka do cukru - wyobraźcie sobie, że odwiedzają was znajomi, podajecie im herbatę, aż tu nagle (a nawet WTEM!!!) nie macie łyżeczki do cukru. A przecież bez niej porządne i z bontonem przyjęcie gości nie może się odbyć. Dzięki Bogu kolega z akademickiego pokoju żadko obcina paznokcie u nogi. Szybko ściąga skarpetę lub przez dziurę na wielkim palcu (bo zazwyczaj większość skarpet w akademcu jest z cebulą na palcu) i odsłania swojego szpona. Obcina go i nadziewa na patyk po lodzie. Włala, mamy łyżeczkę do cukru, zwaną również szponem. Mistrzowie higieny, czyli tacy co myją ręce po sikaniu, mogą szpona zdezynfekować szpirytem.
Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka na poprawę zszarganego przez pogodę nastroju: mistrzowsko suspensyjny teledysk i piosenka o nieopisanych wartościach artystycznych, czyli Harry Nilsson - Put The Lime in the Coconut. I po jej obejrzeniu od razu mam banana na pysku i pokazuję środkowy palec Pani Jesieni i jej jarzębinie w koszu!!
W następnym wpisie opowiem jak uchronić się przed jesienią szykując sobie wesołe opisy na gadu już latem.
Jeniusz śmierć już idzie
Statek bierze w objęcia
Niczym żołnierz fortuny
ale morza wciąż spiętrza!
No i to nie chodziło o personifikację śmierci, tylko o pana o imieniu Jeniusz, a nazwisku Śmierć. I pan Jeniusz już prawie dogonił uciekający galeon (cholender). w trzecim wersie okazuje się, że ktoś zlecił dogonienie Wielkiego Galeonu za kaskę. No bo żołnierze fortuny tym się zajmują. Dochodzi tu wątek sci-fi, bo Jeniusz ma urządzenie do spiętrzania wody w morzu, możliwe, że to on kontroluje tą perską pogodę. (w jakimś Bondzie Ernest Stravo Blofeld chciał kontrolować pogodę).Statek bierze w objęcia
Niczym żołnierz fortuny
ale morza wciąż spiętrza!
Sternik wypadł za burtę
Wicher zawył z triumfem
Statek runął na skały,
Fale pokład zalały
Wicher zawył z triumfem
Statek runął na skały,
Fale pokład zalały
No i sruuu! Sternikowi się wypadło. Pewnie nie uważał, albo dostał bomem po pysku (bo przyjmowanie bomem po mordzie to moje hobby). No i bez sternika to już nie to samo... statek sie zawinął na skały i konsekwencją tego było jego zalanie.
I koniec, a miało być tak pięknie. Niestety nie w każdej szancie pijemy łysky i piwo i śpiewamy, grając na akordeonie. Żołnierz fortuny to typowo jesienna szanta - doliniarska i źle się kończąca. Ale za to ma kozacką melodię i typowo hejwimetalowe solo.
I koniec, a miało być tak pięknie. Niestety nie w każdej szancie pijemy łysky i piwo i śpiewamy, grając na akordeonie. Żołnierz fortuny to typowo jesienna szanta - doliniarska i źle się kończąca. Ale za to ma kozacką melodię i typowo hejwimetalowe solo.
Przypomniał mi się dziś pewien wynalazek ze studiów:
Łyżeczka do cukru - wyobraźcie sobie, że odwiedzają was znajomi, podajecie im herbatę, aż tu nagle (a nawet WTEM!!!) nie macie łyżeczki do cukru. A przecież bez niej porządne i z bontonem przyjęcie gości nie może się odbyć. Dzięki Bogu kolega z akademickiego pokoju żadko obcina paznokcie u nogi. Szybko ściąga skarpetę lub przez dziurę na wielkim palcu (bo zazwyczaj większość skarpet w akademcu jest z cebulą na palcu) i odsłania swojego szpona. Obcina go i nadziewa na patyk po lodzie. Włala, mamy łyżeczkę do cukru, zwaną również szponem. Mistrzowie higieny, czyli tacy co myją ręce po sikaniu, mogą szpona zdezynfekować szpirytem.
Dziś w TV Cyganki Eduszy piosenka na poprawę zszarganego przez pogodę nastroju: mistrzowsko suspensyjny teledysk i piosenka o nieopisanych wartościach artystycznych, czyli Harry Nilsson - Put The Lime in the Coconut. I po jej obejrzeniu od razu mam banana na pysku i pokazuję środkowy palec Pani Jesieni i jej jarzębinie w koszu!!
W następnym wpisie opowiem jak uchronić się przed jesienią szykując sobie wesołe opisy na gadu już latem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz