poniedziałek, 25 maja 2009

Legenda Ministra Kultury PRLu

Dzisiejszy post zawdzięczamy doskonałej aurze, jadalnym czereśniom z drzewa i tajemniczemu czwartkowi. A więc w ubiegły czwartek pewien przyszły magister (już magister, pozdro) wyciągnął mnie na piwo, na zasadzie:
Kuba: - Jutro mam obronę...
Ja: - Przekonałeś mnie.
I tak skończyliśmy popijając najlepsze piwo świata, siedząc na ławce i rozmawiając na najróżniejsze tematy i te poważne i te mniej poważne. Jako, że kolega Kuba miał pełne portki przed piątkową magisterską z mojej strony wypadało poruszyć jakieś luźne tematy, np: jak ja przed moją obroną miałem pełne portki kaki i nie spałem pół nocy, albo jak to w dzień obrony przeczytałem jeden wzór i mnie z niego zapytano. No ale nie tylko o tym przecież gadaliśmy. Jako, że obydwoje podniecamy się szeroko pojętą pancerką (czołgi and stuff) porozmawialiśmy na temat czołgów and stuff i zeszło do tematu, że gdzieś niedaleko naszych ładnych hacjend w bagnie zatopiony został czołg i podobno jak jest większa susza to wystaje z bagienka lufa tego czołgu. Przecież taki czołg blisko mojego domu nie dawałby mi spać. Przecież wziąłbym saperkę i sam go wykopał, wziąłbym mamy suszarkę do włosów i osuszył bagno, wziąłbym taczkę ropy, zalał czołg i nim odjechał... I tak się ładnie rozmarzyliśmy (albo ro-zmazy-liśmy), aż w końcu nadszedł czas zejść na ziemię i spytałem: A skąd wiesz, że tam jest czołg? Po czym się dowiedziałem, że kolegi dziadek opowiadał jak to jego kolega z wojska widział jak to ktoś w barze opowiadał, że wojska radzieckie w '45 bla bla bla. No i stwierdziliśmy, że do pewnie jakaś klasyczna Legenda Ludowa (czyli jak w tytule Urban Legend). Wogóle nasza okolica bogata jest w takie historyjki niestworzone. Wszystkie pochodzą minimum z czasów wojny albo wstecz, We wszystkich były jakieś siły nieczyste (zazwyczaj diabeł i jego diabelscy przyajciele). Jest jedna mieścina, która wygrywa w ilości opowiadań: Lisek. No i w lisku tym: diabeł z innymi diabłami miał imprezę przy ognisku i kolegi dziadek dał im ognia za co dostał z 3 złote dukaty. W Lisku zakopana jest 1/4 konia który mówił (reszta ćwiartek pochowana jest w innych 3 stronach świata), a tam gdzie zakopano konia stoi kapliczka. W Lisku szkielety niemieckich oficerów grały sobie w karty koło leśniczówki (kolejna historia dziadka kolegi). Wszystko w Lisku, kompletnej dziurze, gdzie kończy się asfalt, a dzieci dla zabawy rzucają się gnojem. I jeżeli diabeł miał już zejść na ziemię, to dlaczego na Lisku? Po co mu impreza w takiej dziurze. Po co zakopywać konia który mówił i dlaczego jedną z 4 stron świata jest Lisek. Jeszcze jedno mi się z Liskiem kojarzy: cudowna źródlana woda, wypływająca spod ulicy. Kiedyś się napiłem tej cudownej wody, 2 dni sikałem dupą...
Być może jest w tych opowieściach ziarnko prawdy: zamiast czołgu wystaje rączka taczek, które porzucił zbulwersowany rolnik w celu wyłudzenia kasy z ubezpieczenia, zamiast diabła sołtys Liska urządził sobie dożynki.... Ktoś coś zobaczył kątem oka (jakaś niedowidząca babcia), ktoś coś usłyszał (dziadek któremu ucho obciął bagnet podczas wojny) kilka pokoleń przetworzyło i wyszedł diabeł i martwi hitlerowcy. Ale będąc lekko wypitym, siedząc przy ognisku, słuchając i opowiadając te historyjki można przyjąć niezłą fazę i zamiast spać samemu w namiocie śpimy (albo nie) z jakąś panienką.. Amen.

Dziś w TV Cyganki Eduszy reklama kart Visa, z super zacnymi dzieciakami i zacną muzą, której szukałem pół życia, a której nie ma na jutubie. Ale ja wiem jak się nazywa, bo nazywa się: Parliament - Give Up the Funk.


A w następnym ponadczasowym wpisie przedstawię schemat rozszczepienia atomu tasmańskiego piwa.

Brak komentarzy: