piątek, 29 maja 2009

Odcinek sponsoruje literka "K"

Dzisiejszy odcinek (jak w tytule) mojego zwariowanego blogaska sponsoruje literka K. Która stała się nierozłącznym składnikiem kilku znaczącym skrótom, określającym pewne sytuacje i zwieńczenia niezliczonych wieczorów. Literka K jest na mojej klawiaturze najbardziej przetarta, gdyż nie raz (ani dwa) ustawiałem opisy na gadulcu z jej wyKorzystaniem... Do kanonu literatury pięknej i szeroko pojętej sztuki trafiły szczególnie dwa skróty, które postaram się rozwinąć i scharakteryzować.
WKK, czyli Wieczorny Kącik Konesera (nie mylić z koncikiem). Tutaj wykorzystana jest po dwakroć literka K. Co oznacza ów skrót? Wieczorny - no to jak zachodzi słońce (lub też po pracy); Kącik - czyli 2 płaszczyzny nałożone na siebie pod pewnym kątem; Konesera - osoby obeznanej w wielu dziedzinach (np. jak na obrazku). WKK to spotkanie kilku uzdolnionych umysłów przy szklance (szklankach) wytwornego alkoholu.. i tu uwaga: nie może to być ani piwo ani wódka. Zazwyczaj wino podawane w kieliszkach, lub też zacny słodki wermut z limonką lodem i źdźbłem wody mineralnej. Podczas spotkań tych odbywają się szerokopojętej rozmowy na przeróżne tematy. Jak zwykłem mawiać: "Każde takie WKK i zegarek mi się późni 5 minut", bo rano, wstając do pracy głowa ciąży, a ucho nie słyszy budzika. Bardzo fajne to WKK. Kilka uwag: może się odbywac tylko i wyłącznie w dni pracujące (od pn. do pt.) i rozgrzewką przed WKK jest jedno najlepsze na świecie piwo (to piwo to jeszcze nie WKK, to rozgrzewka). Onegdaj numerowałem każdy odcinek WKK, numerowałem i tytułowałem. Jednak gdy ich liczba zbliżyła się do liczby odcinków Klanu, to dałem sobie spokój.
3*K - bardzo enigmatyczny skrót oznaczający Kebab, Kino (lub koncert),Kasztelan. Skrót stosowany w piątkowe wieczory. Który wrósł we mnie jak wrastający paznokieć... Bardzo przyjemny rytuał występujący nader często. Skład taki co zawsze (plus minus jakieś panie, pozdrawiam panie). Odbywa się on w kolejności opisanej w odtajaniu skrótu: Najpierw jakieś szybkie proteiny w postaci znamienitego kebaba (zatwierdzonego przez Sułtana kebaba - Macieja). Jak kebab to tylko z dworca i tylko z jednej budki (chociaż dzisiaj konkurencyjna budka też dała radę). Następnie czas na Kino: mamy tylko jedno w naszej mieścinie (na szczęście Multi). Jakiś nie wymagający wysiłku umysłowego repertuar. A po filmie w altance Kasztelan (zwany również najlepszym piwem na świecie). Podczas degustacji omawiany jest film (recenzji filmu nie powstydziłoby się koło dyskusyjne miłośników filmu ze Śremu), oraz dupeczki wychodzące z kina. Potem pozostaje czas na jeszcze jedno K, czyli na kimono.
No cóż może, nie ubieram białych rękawiczek, nie wciągam przekątnej stołu fety, nie gwiżdże w gwizdek gibając się jak dekiel na parkiecie, lecz jest to nasz regionalny patent na spędzenie wieczora w doborowym towarzystwie z doborowym trunkiem.

Dziś w TV Cyganki Eduszy przedstawię dżezowy wyczes (no bo jak wszyscy wiedzą jestem koneserem dżezu), czyli The Dave Brubeck Quartet - Take Five. (dzięki Jah za tytuł, bo motyw powszechnie znany, acz tytuł wręcz przeciwnie). Zapraszam.


W następnym wpisie zdradzę tajne przepisy brata na gotowanie parówek bez zdejmowanie flaka i wlewania wody, oraz na gotowanie jajek bez wody (przy użyciu energii kosmicznej).


poniedziałek, 25 maja 2009

Legenda Ministra Kultury PRLu

Dzisiejszy post zawdzięczamy doskonałej aurze, jadalnym czereśniom z drzewa i tajemniczemu czwartkowi. A więc w ubiegły czwartek pewien przyszły magister (już magister, pozdro) wyciągnął mnie na piwo, na zasadzie:
Kuba: - Jutro mam obronę...
Ja: - Przekonałeś mnie.
I tak skończyliśmy popijając najlepsze piwo świata, siedząc na ławce i rozmawiając na najróżniejsze tematy i te poważne i te mniej poważne. Jako, że kolega Kuba miał pełne portki przed piątkową magisterską z mojej strony wypadało poruszyć jakieś luźne tematy, np: jak ja przed moją obroną miałem pełne portki kaki i nie spałem pół nocy, albo jak to w dzień obrony przeczytałem jeden wzór i mnie z niego zapytano. No ale nie tylko o tym przecież gadaliśmy. Jako, że obydwoje podniecamy się szeroko pojętą pancerką (czołgi and stuff) porozmawialiśmy na temat czołgów and stuff i zeszło do tematu, że gdzieś niedaleko naszych ładnych hacjend w bagnie zatopiony został czołg i podobno jak jest większa susza to wystaje z bagienka lufa tego czołgu. Przecież taki czołg blisko mojego domu nie dawałby mi spać. Przecież wziąłbym saperkę i sam go wykopał, wziąłbym mamy suszarkę do włosów i osuszył bagno, wziąłbym taczkę ropy, zalał czołg i nim odjechał... I tak się ładnie rozmarzyliśmy (albo ro-zmazy-liśmy), aż w końcu nadszedł czas zejść na ziemię i spytałem: A skąd wiesz, że tam jest czołg? Po czym się dowiedziałem, że kolegi dziadek opowiadał jak to jego kolega z wojska widział jak to ktoś w barze opowiadał, że wojska radzieckie w '45 bla bla bla. No i stwierdziliśmy, że do pewnie jakaś klasyczna Legenda Ludowa (czyli jak w tytule Urban Legend). Wogóle nasza okolica bogata jest w takie historyjki niestworzone. Wszystkie pochodzą minimum z czasów wojny albo wstecz, We wszystkich były jakieś siły nieczyste (zazwyczaj diabeł i jego diabelscy przyajciele). Jest jedna mieścina, która wygrywa w ilości opowiadań: Lisek. No i w lisku tym: diabeł z innymi diabłami miał imprezę przy ognisku i kolegi dziadek dał im ognia za co dostał z 3 złote dukaty. W Lisku zakopana jest 1/4 konia który mówił (reszta ćwiartek pochowana jest w innych 3 stronach świata), a tam gdzie zakopano konia stoi kapliczka. W Lisku szkielety niemieckich oficerów grały sobie w karty koło leśniczówki (kolejna historia dziadka kolegi). Wszystko w Lisku, kompletnej dziurze, gdzie kończy się asfalt, a dzieci dla zabawy rzucają się gnojem. I jeżeli diabeł miał już zejść na ziemię, to dlaczego na Lisku? Po co mu impreza w takiej dziurze. Po co zakopywać konia który mówił i dlaczego jedną z 4 stron świata jest Lisek. Jeszcze jedno mi się z Liskiem kojarzy: cudowna źródlana woda, wypływająca spod ulicy. Kiedyś się napiłem tej cudownej wody, 2 dni sikałem dupą...
Być może jest w tych opowieściach ziarnko prawdy: zamiast czołgu wystaje rączka taczek, które porzucił zbulwersowany rolnik w celu wyłudzenia kasy z ubezpieczenia, zamiast diabła sołtys Liska urządził sobie dożynki.... Ktoś coś zobaczył kątem oka (jakaś niedowidząca babcia), ktoś coś usłyszał (dziadek któremu ucho obciął bagnet podczas wojny) kilka pokoleń przetworzyło i wyszedł diabeł i martwi hitlerowcy. Ale będąc lekko wypitym, siedząc przy ognisku, słuchając i opowiadając te historyjki można przyjąć niezłą fazę i zamiast spać samemu w namiocie śpimy (albo nie) z jakąś panienką.. Amen.

Dziś w TV Cyganki Eduszy reklama kart Visa, z super zacnymi dzieciakami i zacną muzą, której szukałem pół życia, a której nie ma na jutubie. Ale ja wiem jak się nazywa, bo nazywa się: Parliament - Give Up the Funk.


A w następnym ponadczasowym wpisie przedstawię schemat rozszczepienia atomu tasmańskiego piwa.

środa, 20 maja 2009

O czym oni śpiewają - cz. 2 Pokaż na co Cię stać

W kolejnym wpisie (zaraz po poprzednim) wpisie miałem opisać magiczny dar niewielu ludzi na świecie jakim jest słuchanie osoby drugiej, lecz pod wpływem impulsu postanowiłem pociągnąć cykl zainicjowany post temu, czyli zdeszyfruję piosenkę Piotra Kubicy z zespołu Fil (zwanych notabene Mistrzami Dysgrafii), pod tytułem jak w tytule posta (uff...). Dodam, że piosenka bucha erotyzmem, chamskimi podtekstami i wyśmiewa się z inwalidów. Więc nie za dobrze, a miało być tak dobrze. Lecimy z piosnką (na szczęście krótsza i z ograniczonym zasobem słów):

Możesz iść, a szybciej niż
Niejeden chciałby biec,
I od pierwszych 2 wersów strzał w ryj (ten negatywny) wymierzony w słuchacza. Autor piosenki śmieje się z ludzi którzy nie umieją szybko biegać. Być może śmieje się z inwalidów, co bardzo źle o nim świadczy.!..!
A możesz mieć wszystko czego, czego tylko chcesz
A każdą myśl zamień w pozytywne słowo
W kolejnych dwóch wersach autor obiecuje złote góry, być może jest sprzedawcą kosmetyków firmy Emłej i mydli oczy. Pamiętam taki dokument o tych psycholach z Emłeja, na filmie ze szkolenia mówili podobnie.
Słuchaj, słuchaj bo...
A tutaj klasyczna groźba wymierzona słuchaczowi. Słuchaj (powtórzone, w celu zwrócenia uwagi i wzmocnienia słowa) no i "bo" i na zakończenie trzykropki, czyli należy sobie samemu dopisać resztę: bo jak nie to wpierdol!
Zabawnie tak oddychać przez różową słomkę
A cudownie tak rozmawiać bez niemiłych wspomnień
No pierwszy wers opisuje męskiego penisa (a czy są jakieś damskie?...), no bo słomka (tak na ptaszka się kiedyś wołało, szczególnie na ptaszka Japończyka) no i różowa, bo czasami słomka potrafi być różowa. Albo autor nie uważał na biologii, albo ma dziwną anatomię. Jest również trzecia opcja (bardzo obraźliwa dla kobiet): że zabawne jest jak ktoś oddycha przez "różową słomkę". Być może nie zawsze kobieta. Może dla podającego słomkę to zabawne, ale dla obdiorcy słomki nie zawsze i nie ułątwia to oddychania...
Co do drugiego wersu to pewnie taki wypełniacz miejsca. No bo to przecież oczywiste.
A każdy dzień mówi nam coraz więcej
Na tym wersie poległem podczas interpretacji. Chyba ogłoszę konkurs mejlowy. Bełkot pana Kubicy jest bardzo trudny do zrozumienia.
Słuchaj, zaufaj sobie jeszcze raz
Tutaj rozwinięcie groźby, autor odnosi się do pierwotnych instynktów słuchacza, aby im zaufał, zrobił kupę w majtki ze strachu i posłuchał, bo....
Ref:
Pokaż na co Cię stać,ale nie jeden raz
Słuchaj, słuchaj (jaj jaj)
Klasyka sama w sobie: pierwszy wers zrozumiałem na 2 sposoby. Pierwszy: W nocy z panienką możnaby pokazać na co nas stać, oczywiście niejeden raz i nie po 1.5 minuty każdy raz. Drugi: na co nas stać, czyli ile mamy siana i co za nie możemy za nie kupić (pewnie żeby zaimponować jakiejś blondynie). Czyli pierwszy wers to 110% szpanu dwoistego.
Drugi wers, mówi o tym, żeby słuchać swoich klejnotów (jaj jaj), bo to najważniejszy organ u mężczyzny, zaraz za różową słomką. Jest takie stare kujawskie pożekadło: "iść przez życie kierując się jajami".
Piękne słowa mówią wszystko
Lecz nie zmienią nic(oh oh)
Tutaj wreszcie coś pozytywnego: Mydlenie oczu nic nie zmieni nic, nie zmieni nic, i na koniec oh oh...
Pokaż na co Cię stać,ale nie jeden raz
Słuchaj, słuchaj (jaj jaj)
Piękne słowa mówią wszystko
Lecz nie zmienią nic
Nie zmienią nic
Nie zmienią nic!


No możesz iść , a szybciej niż niejeden chciałby biec
A możesz tak, a tak po prostu znów zapomnieć się
Nowy dzień zawsze daje nowe życie
Najpierw się śmieje autor z wolnobiegających, a na koniec stwierdza, że słuchacz ma słabą pamięć (ja mam). Możemy przecież zapomnieć czegoś i potem znowu będą groźby w postaci: Słuchaj, słuchaj,bo...

Podsumowując: ta piosenka to chamówa i przegięcie w jednym. Obraża odbiorce, robiąc z niego debila i cykora z alcchajmerem. Poza tem zachwala miłość francuską i wielokrotny orgazm. Wstyd panie Kubica, oj wstyd.

W dzisiejszej TV Cyganki Eduszy rosyjski kult muzyki elektronicznej, czyli Roboty - It's not a joke. Zapraszam do przeżywania i oglądania.

W następnym wpisie postaram się napisac co miałem napisać, czyli przedstawię krótką historię świata od momentu ziemii i jej płynnej masy do wydania pierwszego albumu MC Hammera.

czwartek, 14 maja 2009

O czym oni śpiewają - cz. 1 Jedwab

W dzisiejszym skromnym blogasku chciałbym przedziurawić błonę dziewiczą nowego skromnego działu, pt: "O czym oni śpiewają". Czyli moim skromnym szwedzkim okiem, którym postaram się rzucić w słowa pewnych znanych piosenek (tak zwanego ogniskowego kanonu). A dlaczego taki dział? Odpowiedź jest prosta: po pierwsze: każda telewizja ma swoje "o co kaman?", więc ja mam swoje o co chodzi w polskich piosenkach. Po drugie usłyszałem dzisiaj szlagier Kobranocki "Kocham cię jak Irlandię" i jak zacząłem interpretować to ze śmiechu nieomalże wjechałem do rowu samochodem. Po trzecie udowodnię, że dysgrafia istniała już wcześniej i nie zapoczątkowały jej zespoły pokroju Komy, czy też Fila... Lecimy. Na tapetę biorę na prawdę bardzo fajny kawałek Róż Europy, które grając koncert we Włocławku pomyliły go z Wrocławiem (sam słyszałem). Tak zmierzyłem z tematu w poprzednim zdaniu, że aż nie podałem tytułu piosenki: (ale pewnie każdy się domyślił) Jedwab. No to lecimy. Interpretacja będzie się odbywała na bieżąco, co kilka wersów:
Ofiaruję mojej dziewczynie
Z kwiatów Holandii utkany

Szlafrok, w którym utonie

Całkiem niezły posiłek, jaki

Pierwsze 4 wersy informują nas, że zapowiada się jakiś prezent dla dziewczyny podmiotu lirycznego. Prezentem jest szlafrom z kwiatów Holandii utkany. Jeżeli wszystkich kwiatów, to strasznie gruba ta dziewczyna. O gabarytach kobiery informują nas kolejne 2 wersy, w których dowiadujemy się, że dziewczyna to straszny łasuch i czasem nie potrafi trafić widelcem do buzi. Nietrafione jedzenie wpada pod ubranie. Taki szlafrok może i jest ładny z tych kwiatów, ale zupełnie po 3 dniach skiśnie.

Konsumuje lubieżnie co wieczór
W ciepłych dekoracjach pokoju
Przy świecach i przy koniaku
A nad sobą mam jej loki
I tutaj potwierdzenie łasuchowości. Codziennie dziewczyna zasiada do stołu i zajada balerony i kiełbasy. Wszystko to odbywa się przy stole. Tylko zastanawia mnie gdzie siedzi podmiot liryczny, że ma nad sobą jej loki? Zależy o które loki chodzi... hy hy hy.
Tak, tylko ona, jak jedwab
Refren jest prosty jak świśnki ogon: Dziewczę wyszło kąpieli i od wody się tak pomarszczyła, że ma skórę jak jedwab. I stąd również ten szlafrok. Cała piosenka układa się w spójną całość.
Ofiaruję mojej dziewczynie
Wszystkie kwiaty Holandii

Jeśli będzie trzeba ukradnę
W nocy przy księżycowej pełni
A potem wycisnę z nich soki

Przyprawię kalifornijskim winem
I zanurzę się z moją dziewczyną
Po kolana, po pas, po szyję
I teraz poleciałem po zwrotce: Tutaj podm. lir. (skrót jeszcze z technikum z polaka, może za to polonistka stawiała mi zawsze buty) kradnie tym razem wszystkie kwiaty Holandii, albo minął rok od szlafroku z kwiatów, albo mamy 2 Holandie. Jest pełen miłości i oddania, bo nawet chce ukraść. Następnie zdradza nam jak się robi perfumy (ubiegł pewien film o kilkanaście lat). Tylko po co on chce nurzać swoją dziewczynę? Być może śmierdzi? W końcu jest gruba, nie trafia jedzeniem do buzi, jedzenie się popsuło, laska zaśmiardła. Ale on też chce się maczać w perfumie. Albo też sam lekko nadwala potem, albo solidaryzuje się ze swoją dziewczyną i chce jej dodać otuchy w wannie. Tylko czy się z nią tam zmieści? Może dowiemy się w następnej zwrotce?
Lubię jej farbowane rzęsy
Piegi i policzki blade
Lubię kiedy miękko ląduje
Ona zmysłowo na mojej twarzy
Tutaj dowiadujemy się o wyglądzie dziewczyny: Gruba, farbuje rzęsy (nie wiedziałem, że ktoś poza mną to robi), piegi, lekko blada cera. Na koniec lekka nuta erotyzmu, tylko żeby podmiotowi dziewcze nie zmiażdzyło twarzy. Bo lekko to pewnie nie będzie.
Tak, tylko ona, jak jedwab
Ofiaruję mojej dziewczynie

Holandii morskie owoce

Zjadła tamten posiłek i znowu głodna. Więc dostanie jakiś ochłap z krewetek, szczerzuj i innych mintaji. Wszystko importowane z Holandii.
Wraz z nimi podejrzane przygody
Bez pieniędzy dzikie podróże
Skrawek wszystkich tajemnych wycieczek
Sam słowa ubieram doskonale

Resztę stanowi moja dziewczyna

Tylko ona jest jak jedwab
I znowu elementy tajemnicze. Poprzednio podm. lir. kradł kwiaty Holandii, wiązało się to zapewne z tajemnymi wycieczkami. Więc opowiadał jej tylko te fajniejsze fragmenty, bo za całość musiałby ją zabić. No ale nie to jest najważniejsze, oczywiście liczy się tylko ona.
Lubię jej...
Tak, tylko ona, jak jedwab

Ofiaruję mojej dziewczynie
Rodzynki, krewetki, mandarynki
Palcami obejmę jej skronie, gdy na stole płonie węgierski puchar

Duży w polewie czekoladowej, w nim orzechy mrożone

Tutaj mamy tajski masaż skroni i znowu kulinaria: przepis na węgierski deser w węgierskim pucharze. Węgrzy są lekko zryci, bo jak można jeść takie coś: rodzynki z krewetkami, bite śmietany. Brzmi jak kuchnia mojej byłej laski. Może ona też była z Węgier, a ja się tak oburzałem za twardy ryż. Przepraszam...
Jesienna niepogoda, a my na przekór tej sytuacji
Idziemy bezwiednie, zjadamy jagody, one narzeczone bitej śmietany
Jak gdyby nigdy nic, ponieważ kiedy spotkają się nasze dłonie
Ja się nie boję, ty się nie boisz, ono się nie boi
No i tak sobie parka spaceruje, po czym podm. lir strzela nas w pysk informacją, że chyba dziewczyna jest w ciąży. I już płód też się nie boi. I teraz wiadomo skąd ta otyłość, skąd te kaprysy na krewetki z czekoladą i rodzyną, ból głowy i masaż skroni - kaprysy kobiety ciężarnej.
Popołudnie próbuje nas gonić, jemy szybciej szczęśliwi w pogoni
Moja dziewczyna, tak tylko ona jak jedwab jest nieskażona

Popołudnie mija bezkarnie cytrynowo, oni w szybszym marszu zajadają resztki węgierskiego deseru, zachodzi słońce i czeski KONEC.

A dziś w TV Cyganki Eduszy taśma cenna niczym film z YETI. Nagranie jak tańczę (niestety tego nie pamiętam, bo byłem kompletnie zalany)

W następnym odcinku cyklu zintepretuję słowa wszystkich instrumentalnych utworów Metalliki.