piątek, 23 kwietnia 2010

To samo od nowa...

..., to samo od nowa! Powiedziałem oglądając pewną płytę DVD z teledyskami gotyckiego metalu. Już wiadomo, że dzisiejszy wpis będzie jak zwykle niepowtarzalny i aktualny w każdej epoce. Tym razem obiecuję, że po napisaniu słitaśnego wpisu przeczytam go jeszcze raz, ażeby odnaleźć w nim tony błędów składniowych i je skoryguje (bo ostatnio nie przeczytałem i nie skorygowałem). Ukłonem i mrugnięciem oka do męskiej części czytelników są oczywiście cycki na obrazku (okładka jakiejś gotyckiej płyty), a co do żeńskiej? Mogę wam powiedzieć: Dziewczyny, ładnie dzisiaj wyglądałyście....
Powracając do skradzionego wątku: dzisiaj nauczymy się rozróżniać dobrą i złą wtórność, czyli taką powtarzalność, na którą się zwraca uwagę, lub też udaje się, że się nie zwraca. Przyjrzymy się ..... (dramatyczna cisza) ... samopowtarzaczowi! (dramatyczne skrzypce)
Ponownie o płycie DVD z teledyskami gotyckimi: 20 kawałków zespołów, których nawet nie umiem wymienić z nazwy, ani opowiedzieć o czym śpiewały (spowodowane to było albo słabiusieńkim angielskim akcentem lub jakimś dziwnym językiem znad fiordów), a poza tym? Istny samopowtarzacz, który rozdzielę na wokal żeński i męski wokal. A więc: żeński wokal - laska (niezależnie czy ładna, brzydka, z wąsami, stara, koleś przebrany za babkę, słoń morski przebrany za babkę) odziana w jakieś śmieszne fiszbiny i dekolty (obowiązkowo czarne) śpiewa pod nosem piosenkę o cierpieniu. Sama konstrukcja piosenki: wstęp kobitki, potem dźwięk złowieżbnych klawiszy i ujęcie na złą minę klawiszowca, a na koniec wchodzą gitary i robią takie dży dży dży (w każdej piosence gitara tak samo nastrojona, tak samo brzmiąca... skandal!!). Właśnie opisałem 14 piosenek. Wokal męski: od razu darcie ryja i dży dży dży (gitary brzmią tak samo jak w wydaniu żeńskim). Jedyną pozytywną stroną męskich wokali jest to, że istnieje duże prawdopodobieństwo na pojawienie się gołych cycków w teledysku, a nawet 2 albo 3 par gołych cycków. Yeah!! Przepis na przyjemne z pożytecznym: wyciszamy muzykę w teledysku i z łinampa generujemy sobie jakiś ulubiony kawałek i napawamy się melonami. Smutne co nie? Wszystko brzmi tak samo wtórnie, to samo dży dży dży, tylko wokal inny. Jakbym słuchał jednego zespołu...
Teraz ciut inne spojrzenie na wtórność muzyczną: jak jeden zespół nagra 2 podobne do siebie płyty (np. Green Dayowe Dookie i Insomniac - YES!!, lub Offspringowe - Smash i Ixnay on the Hombre - YES!) to ktoś zarzuci mu wtórność i powielalność schematów, a gdy zrobi z płyty na płytę lekki odskok z melodią (Green Day - Nimrod - NOT!) to zarzuca mu się odejście od korzeni i inne pierdy. Więc pytam, to ja się pytam: co jest nie tak? Ma być wtórnie, czy za każdym razem inaczej? Zdecydowanie wolę wtórnego starego Green Daya niż jego obecne eksperymenty , zabawy konwencją i pedalskie malowanie sobie oczu... Brrr. Polskimi Ojcami Wtórności (pochodzącymi z Australii) są panowie z ACCA DACCA. Wraz z kolegą Jądrem rozkminiliśmy, że używają dokładnie 6 chwytów na gitarze od 20 płyt. To jest dopiero wtórność, ale za to wtórność z wyższej półki, taka eksklu-wtórność. Wtórność którą lubię i toleruje.
W życiu również może dorwać nas wtórność: rozstaliśmy się z misiem z pewnego powodu, wróciliśmy do misia, rozstaliśmy się z misiem ponownie z tego samego powodu, wróciliśmy do misia.... To jest wtórność czy głupota? Zdecydowanie to drugie. A jak ktoś nam powie, oczywiście przekaz ukryty w wielu rozbudowanych przenośniach i onomatopejach, że jesteśmy życiowo wtórni, to oburzeni odpowiadamy: co ty pieprzysz, tym razem się uda! Nie chciałbym wróżyć z fusów, ale się nie uda.
Morał, jak w każdym odcinku Autostrady do nieba, jest taki: Wtórność w życiu jest zła, mkay? A wtórność muzyczna to... to pedały, tzn. jest i dobra i zła.

Dyrektywy kulturalne: Kończy się pierwszy tydzień urlopu. Wszystkie filmy obejrzane po raz któryś, seriali jak na lekarstwo, książka czyta się z problemami. Za to w nowej robocie sprawy się płynnie załatwiają. Od strony muzycznej katuję koncertówkę In Flames (z 2000 roku) . Jest ona bardzo słitaśna i godna przesłuchania ponownie. Scenariusz do filmu rodzi się w bólach, ale za to jest kamera HD i naramienny jej kamery.

Dziś w TV Cyganki Eduszy jakby uzupełnienie poprzedniego wpisu, ukoronowanie obleśności lat '80 i końca świata. Synonim minionej epoki i złego gustu. Teledysk nakręcony w 3 minuty i zmontowany za pomocą magnetowidu i odtwarzacza. Stylistyczna gęsia skórka. No to: Numero Uno - Tora Tora Tora. Proponuję przed seansem postawić obok siebie wiaderko na pawia.

W następnym wpisie przedstawię przepis na słynne studenckie ryżotto.

Brak komentarzy: