wtorek, 24 czerwca 2008

Teoria pierwsza - rozwód po Polsku (wpis z przeprowadzki, 19 sierpnia 2006)

No tak bywa w życiu. Raz kobiety nas zostawiają, a raz my zostawiamy kobiety. Bywało, oj bywało. A więc znów hipotetycznie (ale po raz kolejny mogłbym użyć zwrotu: "mam takiego kolegę"). No to nasunął mi się pewien ciekawy wniosek, może nawet schemat, wręcz zależność. Zostaliśmy porzuceni, lub porzuciliśmy z powodu jakiegoś, lecz jest nam żal. Wówczas do naszego życia wkraczają swoimi wielkimi ubłoconymi glanami 3 złowrogie etapy. Niektóre sprawiające wiele szczęścia, a niektóre wręcz przeciwnie. No to:

Etap pierwszy - "Nic się nie stało"... o o ooo nic się nie stało! Czyli po prostu mamy to głęboko w szwedzkiej pompce, lub też nie dotarło to do nas że zostaliśmy z ręką w nocniku. I tak sobie radośnie żyjemy w nieświadomości przez kilka dni: od 3 do 4, aż nastaje:

Etap drugi - Dolina - jak sama nazwa wskazuje, dostajemy strzała w pysk w negatywnym tego słowa znaczeniu. Dotarło do nas i się dołujemy i tak w kółko i bez przerwy. Nie jemy nie śpimy, nie oddajemy poprawnego stolca... tylko łapiemy niekończącą się dolinę. Wszystko nam przypomina 2 osobę: muzyka, jakiś film, topienie marzanny. Ten okres również może trwać od kilku dni do kilku miesięcy. Znam przypadek (tym razem kolega brata..), że okres ten trwa już 2 lata i nic się nie zanosi na jego koniec..

Etap trzeci - Zemsta - najfajniejszy i najfajniejszy etap. Otrząsamy się, wyjmujemy ręke z nocnika, wąchamy tą rękę i postanawiamy, że czas coś ze sobą zrobic i odegrać się na pani/panu. No więc knujemy i kombinujemy, jak byłą panią zasmucić i wogóle jak jej życie uprzykszyć... Dziwne rzeczy ludzie wymyślają i robią. Dziwne rzeczy ja sam robiłem i wymyślałem... (aż pokręciłem głową w tej chwili). A jak się wtedy cieszyłem, jak dziecko. Okres może trwać już do końca naszego życia, a może się szybko skończyć.

Reasumując: Dziwnie się układa między byłymi parami. Zrywają ze sobą wszelaki kontakt: od nie rozmawiania ze sobą do wręcz unikania się; poprzez jakiś znikły kontakt; a na dobrej przyjaźni kończąc. To ostatnie chyba jest najlepsze, ale bardzo trudno coś takiego utrzymać i pielęgnować. Mi się udało tak tylko raz. I na prawdę wiele osób się dziwi, że mi się tak udało. Sam nie wiem, popadłem aż w ton refleksji. Może troche szkoda, że większość ludzi popada w "3 etap" i w nim tkwi. Ludziom zmienia się zdanie na temat "byłej/byłego" o 180 stopni. Od najlepszego kochanka po największego wroga... "Ehh życie" powiedział pies Ugryź (ugryzia niestety już nie ma, jest NUKA, więc Nuka kręci pyskiem i wychodzi, 2008) i wyszedł.

1 komentarz:

Kuche mit Pauka pisze...

Podobno jest jeszcze Etap "Wróć do mnie", ale nie wiem, nie miałam go nigdy ;D