środa, 25 czerwca 2008

Dzień 2 - "Luke, jestem twoim ojcem..", "Nieeeee!!!

To zdjęcie z mojej komunii, św. Od lewej siedzą: pewien wujek, pewien drugi wujek (pewien wujek chrzestny) i mistrz ceremonii żąglujący 3 piłeczkami kauczukowymi bez użycia rąk ("no hands, no hands...!!").
Po dzisiejszej porannej pobudce przez ojca i zrobieniu mi gnoju przez jego skromną osobę zacząłem myśleć (nie to, że pierwszy raz w życiu, czasem mi się coś udało). Gnój był oto, że zamiast leżeć w wyrze z namiotem (no tak, wakacje, czas biwaków) powinienem od 6 rano pisać magisterkę i mieć jej zapewne dużo stron. Pewnie od razu liczba stron powinna wynosić tyle co suma liczb w ruletce (czyli 666). Motyla noga, no, kurcze pióro (przepraszam za wulgaryzmy) przecież nie usiądę na czyjeś życzenie i nie napiszę z miejsca 20 stron, śmiejąc się przy tym jakbym czytał nowy numer tygodnika Party (już w kioskach za 1,99). Przecież wena (wełna) twórcza nie przychodzą na życzenie, w dodatku życzenie osoby trzeciej. Wena potrafi nie przyjść nawet na moje życzenie. Nawet dawanie na mszę nie pomogło.
Zauważyłem u siebie pewną rutynę (takie podanie o wenę). Wstaję rano, drapie się po jajach, drapie się po karku, drapie się po plecach, drapie się w pewnym miejscu, Robię siuśki i odpalam kompa, przez godzinę, jak to się mówi "zgrywam allegro i jutuba na pendrajwa", czyli buszuje po pudelkach, sprawdzam pocztę (i tak nikt do mnie nic nie pisze), sprawdzam pewne fora, na których się udzielam i na których to forach jeszcze mnie nie znienawidzili. Trach, mineła godzina, więc może czas się ubrać i zjeść coś sensownego, a nie tylko babole z nosa (przenośnia). Ubieram się zjadam i trach kolejna godzina minęła. Najwyższy czas coś napisać w nowej lepszej pracy magisterskiej. Piszę, piszę piszę (kolejna godzina) i czytam co napisałem, wstrząśnięty jakością tego co napisałem wymazuję to... więc stan na dzień z napisaniem ilości stron wynosi -1.... Beznadzieja.
Być może winę za to ponoszę ja bo nie mam bierzmowania. A może tatuś za za dużą presję i ciśnienie. A gdy się zapyta po całym dniu ile dziś napisałem odpowiadam że stronę... i eksplozja ojca, eksplozja wymierzona w moim kierunku. Mógłbym przecież odpalić kompa, puścić z Łinampa Alibabki (ku uciesze taty) i odpalić łorda. W tle na Fajerfoksie (cóż za konsumpcjonalizm) oglądać Pudelka i na to wszystko zapijać Pepsi Kolą. Wpadł by ojciec z wizytacjo-kontrolą sprawdzić co napisałem. Szybkie Alt+Tab i jestem z powrotem w Łordzie. I Zadowolony ojciec nie pytając, robi : "mmmmm" i wychodzi (chociaż raz zdarzyło mu się przyczepić do za głośnej muzyki (statystycznie co drugi nastolatek jest głuchy). Myślicie że tak nie robiłem??? Sa Sa Sa...

Dzisiaj w TV Cyganki Eduszy animacja z warzywem przypominającym różne śmiesze rzeczy, czyli Peter Andre i jego szlagier Myserious Girl:





A w następnym odcinku udowodnię, że Ziemia ma kształt banana!

Brak komentarzy: