
A jak było? Nie wiem, nie byłem tam. Miś będzie we wrześniu, to zapewne przywiezie mi z Barcelony trochę Papieskich miętówek i toruńskich pierników. A na serio: Klasycznie i standardowo dowiedziałem się o mistrzostwach dzień przed rozpoczęciem (od niezapominającego takich rzeczy ojca) i od razu zapomniałem. W czwartek siedzę i myślę... o kur*a rzeczywiście zapomniałem o mistrzostwach. Szybko uderzyłem do internetu i zaraz po sprawdzeniu pudelka przysiadłem do czytania wyników, statystyk, prognos Starego Bacy z Kujaw. Obiecywali wiele, obiecywali dużo medali, obiecywali autostrad i stadionów. Po 3 dniach mieliśmy 3 medale. Niezastąpiona młociara, ktoś jeszcze, kogo nie wymienię z nazwy i Mistyczny chodziarz, który wychodził chyba srebro (jakiś tajny czeladnik Korzeniowskiego, lub też jego nieślubne dziecko). Niespodziewany dzień przed końcem mistrzostw zaskakiwał: 3 medale, a miało być 10... Szaranowicz w swoich złotych ustach nie mógł zebrać śliny i hojnie obdarowywać nas swoim potokiem słów, złotówka staniała, a na to wszystko narastało oczekiwanie na lepiej...
"... lepiej nie mówić" odrzekłem w sobotę po południu do kompana Rona. Zdanie to było gorzkim komentarzem na sytuację medalową. 14 miejsce w klasyfikacji... mogło być gorzej. Ale ja nie o tym. W sobotę obalaliśmy weselną Finkę (miały być wściekłe psy, ale okazały się pedalskie). Po ciszy nocnej (czyli jakoś po 20.00) Ron zaintonował włączenie telewizora. Włączywszy, oniemieliśmy. Szaranowicz zakroplił srebrne wargi i nieomalże zjadł gąbkę z mikrofonu i zrobił malinkę na szyi Marka Jóźwika (drugiego komentatora), niedopuszczając go do głosu. Mamy kolejne 2 medale i to w jednej dyscyplinie (800m). Mówię wówczas: mości panie, każdy medal to kieliszek. A że już Finka się kończyła, to mówiłem to z holenderskim akcentem. I tego wieczora były jeszcze 2 karniaki: Szymek Majewski w kuli i jakiś koleś o tyczce. A jak się skończył dzień? Biegałem z gołym pindolem po plaży i wykąpałem się po raz pierwszy od 10 lat... oczywiście w jeziorze.
I morał pieśni taki: nie stawiają lekkoatletom stadionów, nie ogłaszają wielkich obietnic medalowych, że wyjdą z grupy, strzelą jakieś bramki, że mają iloraz inteligencji równy młotkowi - po prostu sobie jadą i robią niespodzianki, te miłe niespodzianki, podobnie jak siatkarze, siatkarki i panowie szczypiorniści. Kupuję to, kupuję to za dolara!
Dyrektywy kulturalne: Brak. A tak na serio: ostanie 10h pracy i urlop. W poniedziałek wyjazd w góry do Ulubionej Miejscowości Górskiej Każdego Szklarza. Zapowiada się wiele atrakcji: bunkry, zamki, sztolnie, więcej bunkrów, aha i jeszcze miś. Zapomniałbym. Not!
Dziś w TV Cyganki Eduszy skoczna piosenka Alicji w Łańcuchach pod ciekawym tytułem, będącym zarazem pytaniem: Check My Brain. Zauważyć można, że wokalista pociemniał i wziął gitarę do ręki, ale to nic, daje radę. Zapraszam do przytupu nogą.
W następnym wpisie opowiem o nocy poślubnej z gór.